Następstwo zmian – Rozdział 8

Rozdział 8

Wczesnym popołudniem, gdy Krzysiek parkuje przed domem z werandy zbiega do niego Kama. Zarzuca mu ręce na szyję i mówi:

– Dobrze, że już jesteś!
Pomaga mu zabrać z samochodu sprzęt.
– Jestem głodny, jak wilk.

Po obiedzie opowiada, w typowy dla niego, skrótowy sposób o wyprawie „kryształowym szlakiem”.
– Nie tyle jestem zmęczony fizycznie, co emocjonalnie. Uwierz mi – to nie było proste zadanie.
Po czym dodaje ze śmiechem:
– Najbardziej chyba gardło mnie boli. A co ty porabiałaś? Udała wam się wycieczka?
– Okazało się, że po weekendzie w „Ranczo” mieli wolne konie. Jędrzej poprowadził nas najciekawszą według niego trasą. Anton pilnował Doroty na Kawie, a ja jechałam obok Marka. Nagadaliśmy się o jodze, o różnych metodach rehabilitacji, o książkach i właściwie tak o niczym. To nie była długa i trudna trasa. Lunch urządziliśmy sobie przy „Chatce eremity”, gdzie podjechaliśmy już samochodami. To był fajny dzień. A dzisiaj martwiłam się, że jeszcze nie wracasz, tym, że mamy przestój w zgłoszeniach i co będzie jak skończy nam się kasa z grantu.

Krzysiek przytula mocno Kamę:
– Ale już jestem, a o „Azyl” będziesz martwić się później.

Wchodzą do środka domu, a gdy robi się ciemno, tylko na pięterku, u Doroty zapala się światło.
Następnego dnia przyjechał po Hankę jej brat. Gorąco dziękuje wszystkim za opiekę nad niewidomą dziewczyną.

– Zastałem zupełnie inną kobietę, niż tą którą tu przywiozłem. Jakby nowy duch w nią wstąpił. Nabrała blasku i odzyskała pełną radość życia, uwierzyła w siebie. Zapewnia, że na pewno będą kolejne wyprawy w góry.
Po chwili rozmowy pyta Krzyśka:
– Jak mam uregulować rachunek?
– Wystarczy, jak skorzysta pan z konta „Azylu”.
Hanka serdecznie żegna się ze wszystkimi, a wychodząc odwraca się i pyta:
– Krzysiek, czy tu są jeszcze podobne szlaki i trasy?
A on rozradowany odpowiada:
– Pewnie, że są, a nawet znajdą się następne – nowe.

Wieczorem, już w domu odzywa się komórka Krzyśka. Zaskoczony spogląda na ekran. Dzwoni Anton:

– Coś niedobrego dzieje się z Barbarą. Przyjechalibyście?!
Krzysiek wie, że jego przyjaciel nie rzuca słów na wiatr. Niezwłocznie razem z Kamą i Dorotą wskakują do forda stojącego pod domem.
Na podjeździe pod pensjonatem stoi Anton. Widać, jak bardzo jest zaniepokojony.
– Paweł mówił mi, że cały dzień wymiotowała i to z krwią. Teraz leży zupełnie wyczerpana i w ogóle się nie odzywa.

W pokoju przy łóżku pani Barbary siedzi jej zgarbiony mąż, z poszarzałą ze zmartwienia twarzą. Dorota od razu podchodzi do niego, obejmuje go za plecy i przygarnia jego głowę.
Starsza pani, śmiertelnie blada, skurczona leży na boku. Jej drobna postać wydaje się za duża na wielkim łóżku. Kama ujmuje jej bezwładną rękę, prawie nie wyczuwa pulsu.
Po chwili podejmuje decyzję:

– Zabieramy ją do szpitala. Nie ma na co czekać. Paweł, zadzwoniłeś do jej córki?
– Tak, ma przyjechać, najszybciej, jak się da.

Układają Basię okrytą w ciepłe koce na łóżku polowym, na którym jak na noszach przenoszą do samochodu Krzyśka, Anton zabiera Pawła i Dorotę.
Zatrzymują się przy miejskiej stacji medycznej, gdzie przenoszą pacjentkę przekazując ją w ręce medyków. Stan pacjentki od razu wywołuje gorączkową krzątaninę. Lekarz podłącza kroplówkę i podaje serię jakiś zastrzyków. Stwierdza też konieczność szybkiego przetransportowania chorej karetką do dużego, nowoczesnego szpitala znajdującego się w mieście oddalonym ok.150 kilometrów.
Wszyscy orientują się, jak jej stan musi być poważny.
W szpitalu spotykają też córkę Barbary i Pawła. To zadbana kobieta, w średnim wieku, podobna do ojca. Ubrana w dopasowany, grafitowy kostium. Dość chłodno wita się z ojcem i dopytuje o stan matki. Jest usztywniona i zachowuje rezerwę w kontakcie z pozostałymi. Nie narzucają jej się, po prostu wszyscy trwają w oczekiwaniu na jakieś informacje od lekarzy.
Kamila przynosi wszystkim kawę z automatu. Podając ją kobiecie mówi:

– Na pewno przyda się pani.
Ta spogląda na nią z wdzięcznością, nieznacznie się uśmiechając.
Nad ranem wychodzi do nich lekarz w stroju chirurga, pytając kto z nich jest rodziną pacjentki.
– To był przypadek perforacji jelita. Wykonaliśmy niezbędną operację, ale stan jelit nie pozwala na dobre rokowania. Zespolenie przypominało raczej cerowanie, przy czym nie bardzo było do czego cerować.
– Panie doktorze, jak długo? – pyta córka.
– Parę godzin. Podajemy jej morfinę, więc nie cierpi. Umieściliśmy ją w izolatce, możecie państwo przy niej posiedzieć.

Paweł wydaje z siebie rozpaczliwy jęk. Tym razem córka przytula go do siebie i razem idą za lekarzem.

Krzysiek z Kamilą, a Anton z Dorotą wracają do domu. Mało się do siebie odzywają. Dorota popłakuje i od czasu do czasu przytula się do Kamy. Każde z nich jest wewnętrznie skupione. Po całej nocy, teraz poruszają się jak w transie, ale żadne z nich nie zamierza iść spać. Czas wlecze się na zwolnionych obrotach, jakby wszystko trwało w zawieszeniu.
Około południa odzywa się telefon:

– Umarła! – odzywa się bezbarwnym, zdruzgotanym głosem Paweł.

Pogrzeb pani Barbary odbył się po tygodniu na miejskim cmentarzu. W kościele zebrało się spore grono mieszkańców Podgórzna głównie w wieku właścicieli „Pensjonatu pod paprociami”. Kama z Krzyśkiem zauważyli, jak wielką sympatią i szacunkiem cieszyli się Barbara i Paweł, mimo iż rzadko opuszczali swój dom. Na pogrzebie pojawiła się ich córka z mężem, stanowiący dystyngowaną, wyalienowaną parę, zdumiewająco opanowaną i nie okazującą emocji. Za to Dorota z czerwonymi oczami cały czas pochlipywała nie ukrywając swojego wzruszenia i żalu. Kamila musiała ją hamować, aby nie podchodziła za szybko do wspierającego się na lasce, skulonego Pawła, kroczącego niepewnie u boku córki. Trumna została złożona w niewielkim grobie tak cicho i spokojnie, jak żyła pani Barbara. Anton tuż przed zamknięciem grobu, podszedł trochę niezgrabnie i nieśmiało wyciągnął spod koszuli wiązkę zielonych paproci, wrzucił je luźno, a one ułożyły się na niej wachlarzowo.

Po pogrzebie Anton pojechał z Pawłem i jego córką do pensjonatu.
Załoga „Azylu” zebrała się w domu Kamy i Krzyśka, i tam dopiero zaczęli wspominać panią Barbarę, z którą wydawało, się całkiem przypadkiem związał ich los, czyniąc z nich jedną rodzinę. Wieczorem dobił do nich Anton.
Wypytywanie go o relacje panujące między rdzenną rodziną nie miało najmniejszego sensu. Dowiedzieli się jedynie, że córka przeprowadziła z nim rozmowę, w trakcie której stwierdziła, że chce sprzedać dom, a ojca zabrać do miasta.

– Paweł powiedział jednak, że absolutnie się na to nie zgadza i zostaje na miejscu – zakomunikował Anton.
– Ustaliliśmy, że mogę tam mieszkać w zamian za opiekę nad Pawłem i doglądanie domu do czasu jego śmierci.
– Ja chcę jechać do Pawła. Jemu pewnie jest teraz tak strasznie smutno – wtrąca się Dorota.
– Nie dzisiaj – mówi Anton.

Kolejne dni naznaczone są przygnębieniem. Życie toczy się normalnym rytmem, ale brak jest w tym entuzjazmu i zapału. Każde z nich zapamiętuje się w pracy i tylko wieczorami wylewniej rozmawiają o tym co ich gnębi. Pewnego wieczora Dorota oświadcza:

– Chciałabym przeprowadzić się do Antona. Mówił mi jaki Paweł jest załamany, strasznie brakuje mu Basi. Pomogę im w domu, tam jest tyle roboty! A i z Pawłem pogadam!

Kama z uznaniem spogląda na siostrę.
– Poradzisz sobie, jesteś pewna, że tego chcesz?
– No jasne! Przecież zawsze mogę poprosić was o pomoc w razie czego.

 

Auror: Janka Dąbrowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *