Następstwo zmian – Rozdział 7

Rozdział 7

W weekend Hanka postanowiła porządnie wypocząć. Ubiegły tydzień był dla niej bardzo intensywny i wyczerpujący: konieczność ciągłej koncentracji, towarzyszące temu napięcie nerwowe, a przede wszystkim wydatkowanie wielkiej ilości energii – wszystko to dało jej porządnie w kość. Przedłużyła pobyt w zajeździe o parę dni. Sobotę postanowiła spędzić na słodkim nieróbstwie, na które sobie zapracowała i zasłużyła w jej mniemaniu. Uznała, że powinna też zrobić jakieś pranie.

Zadzwoniła do rodziców szeroko i wylewnie opowiadając o swoich wyczynach na koniu i o próbnej wyprawie do samotnej chatki w lesie, o planach dotarcia na górską grań. W jej głosie wybrzmiewają emocje i wielka radość, jakby zaczynała wierzyć w to, że może przezwyciężyć przeznaczenie, że może dokonać rzeczy, które wydawały się dla niej stracone, narasta w niej pragnienie odkrywania i poszukiwania nowego.

Po południu wpadł do niej Krzysztof, który chciał dyskretnie sprawdzić, jak się czuje po wczorajszej eskapadzie, w trakcie której musiała się nieźle poobijać.

– Jutro wpadną do nas Anton i Marek. Może dołączyłabyś do naszej gromadki. Zabierze cię Marek, jadąc do nas około drugiej.

Kamila cały ranek kręciła się w kuchni coś przygotowując i gotując. Chwilami pomagała jej Dorota, a Krzysiek przygotował stół na werandzie, dbając o wystarczającą liczbę miejsc siedzących. Musiał pojechać do „Azylu”, żeby z sali rehabilitacyjnej przywieść parę składanych krzesełek służących do ćwiczeń.

Kiedy na drodze przed domem zatrzymał się sportowy samochód Marka, gospodarze wyszli na ganek. Opalony chłopak, z falującą grzywą włosów, w szarych płóciennych spodniach i jasnoniebieskim polo sprężyście prowadził Hanię. Dziewczyna w różowych spodniach, w białej koszulce, tym razem rozpuściła włosy i założyła lenonki. Patrząc na nich Kamila pomyślała sobie przez moment, że może powinna zmienić swoje nieco wytarte jeansy.

Wkrótce dobił do nich Anton, który jak zwykle rano pojechał do ośrodka, aby w stajni oporządzić zwierzęta.
Po prostym, ale smacznym posiłku, przy stole snuły się rozmowy na przeróżne tematy. W pewnym momencie głos Marka przebija się ponad inne:

– Kamila! Mówiłaś, że następnych „kuracjuszy” mamy dopiero w środę. Jutro Krzysiek z Hanią wyruszają na w góry, a my może moglibyśmy zrobić konną wycieczkę – jedną z tych organizowanych przez „Ranczo”. W końcu jest lato i są wakacje. Jędrzej, ten stajenny, z którym się skumałem, przesłał mi mapkę ich szlaków hippicznych. Nie są za długie i trudne. Dorota może pojechać na Kawie, na której już bardzo dobrze sobie poczyna. A ty, jak widziałem, już galopujsz po stajennym parkurze.

Kama wybucha śmiechem:
– To raczej koń mnie poniósł, niż ja go wprowadziłam w galop. Ale fakt – udało mi się nie spaść!
Krzysiek spogląda na jej roześmianą twarz.
– Już dawno nie widziałem jej takiej radosnej – myśli sobie.

Miło im w swoim towarzystwie, ale nie siedzą do późna. Jutro Krzysiek z Hanią planują wczesne wyjście, a oni będą musieli zorganizować się do planowanej wycieczki konnej.

W poniedziałek wyruszają dość wcześnie. Krzysztof zatrzymuje swego forda na leśnym parkingu. Podjeżdżając przekazywał Hance uwagi dotyczące drogi. Opisywał, że jest: wąsko, kamienisto, stoki po bokach są strome, momentami przepaściste porośnięte gęstym lasem, droga pnie się mocno w górę.

– To jak tu mijają się samochody? – pyta Hania
– Co pewien czas są zrobione mijanki, takie wgłębienia w wewnętrznym stoku. Trzeba się do nich cofnąć w razie czego.

Na parkingu ładują plecaki. Krzysiek zdając sobie sprawę z tego, że przy tempie poruszania się z niewidomą osobą, nie zdążą pokonać trasy w jeden dzień, zabrał leciutki dwuosobowy namiocik, dwa śpiwory, składane materacyki i maszynkę gazową. Teraz Hani przydzielił do niesienia tylko jej śpiwór i materacyk. Odpowiednio przygotował też swój plecak. Zaopatrzył go w dwie jednometrowej długości taśmy przytwierdzone mocno do swojego plecaka, zakończone pętlami służącymi za uchwyt. Zadbał też o kijki dla Hani, gdyby okazały się niezbędne.

– Ustaw się za moimi plecami i złap za te paski. W trakcie marszu skracaj dystans, jeżeli uznasz, że tak jest ci wygodniej. W drodze do chatki to dobrze działało, intuicyjnie wyczuwałaś i odgadywałaś moje ruchy. Myślę, że stopniowo dopracujemy tę technikę.

Szlak łagodnie wznosi się wśród wysokich, strzelistych świerków. Ścieżka jest wygodna, wyścielona opadłym igliwiem, nie stwarza Hance większych problemów. W pewnym momencie dziewczyna oswobadza ręce, klęka i zagarnia w dłonie ściółkę, przesiewa igły przez palce zbliżając je do nosa.

– Jak one niesamowicie pachną! Są pewnie brązowe i już lekko zbutwiałe, takie miękkie. Dlatego tak nam się po nich wygodnie idzie, jak po dywanie. A mech? Jest tu gdzieś mech?
– Jest, z boku drogi. Jak chcesz podprowadzę cię do niego – odzywa się Krzysiek

Dziewczyna zanurza dłonie w gąbczastym, mokrym mchu, pochyla się i zagłębia w nim także twarz.
W miarę podchodzenia na ścieżce pojawia się coraz więcej przerastających ją korzeni. Krzysiek uprzedza:

– Teraz korzenie w poprzek, idź bardziej po prawej.

W ten sposób coraz sprawniej pokonują dystans. W lesie panuje letni chłodek i kiedy wychodzą w końcu na skraj lasu, Hanka od razu to rozpoznaje. Choć słońce jest nieco zamglone, to wyczuwalna jest atmosfera otwartej przestrzeni, powietrze faluje, ma inny zapach: traw, kwiatów, górskiej wierzby.

– Pewnie widać stąd już wierzchołki i góry. Opisz mi je. A kwiaty? Jakie są?
Krzysiek się śmieje:
– Na kwiatach to ja nie za bardzo się znam.

Uprzedza Hankę, że teraz ścieżka robi się znacznie węższa. Przypomina perć wciętą w pochyły stok gęsto porośnięty krzewami wierzby ze splątanymi, płożącymi się gałęziami.
Prawa krawędź ścieżki jest podcięta i nieco błotnista. Poniżej stok opada mocno w dół, aż do niewielkiego jaru, którym płynie niemrawo niewielki potoczek.

– Trzymaj się lewej – upomina dziewczynę.

Ruszają dalej. Na otwartej przestrzeni nie zdaje sobie sprawy, że bezwiednie nieznacznie przyśpieszył. Hanka stara się za nim nadążyć. Dekoncentruje ją to, wymuszając skupienie uwagi na utrzymaniu tempa marszu. W pewnej chwili staje prawą nogą na samej krawędzi ścieżki. Podmokły grunt wyślizguje się spod jej stopy, traci równowagę, przewraca się na bok i zaczyna się staczać, koziołkując bezwładnie po stoku. Jest tak przerażona, że nie zdążyła krzyknąć. Wszystko dzieje się tak nagle i szybko, że Krzysiek nawet nie zorientował się, co się wydarzyło. Hanka zatrzymuje się na dnie jaru, leżąc bokiem w wodzie i dopiero wtedy krzyczy:

– Krzysiek! Ratunku!

Krzysztof błyskawicznie zrzuca z siebie plecak i zbiega w dół. Pomaga dziewczynie wydostać się z wody i siadają powyżej krawędzi zagłębienia. Mocno ją do siebie przytula i tak trwają przez dłuższą chwilę. Gdy słyszy, że oddech dziewczyny staje się spokojniejszy mówi:

– Zastanów się czy coś cię boli?

Hanka odrywa się od niego, porusza rękami, prostuje nogi, a on ją lustruje wzrokiem. Choć jest sponiewierana i mokra, to nie wygląda, aby była poważnie kontuzjowana.

– Jestem poobijana i przerażona.
– Wcale się nie dziwię! Ale teraz wejdź mi na plecy, wyniosę cię z powrotem na ścieżkę, a tam zastanowimy się co dalej.

Trochę na czworaka, miejscami na kolanach przewodnik wydostaje się ze swoją klientką na uładzony trakt szlaku. Oboje są zmęczeni i emocjonalnie wyczerpani. Zasiadają na stoku powyżej ścieżki, wyciągają słodycze i piją ciepłą herbatę z termosu. Niewiele się na razie do siebie odzywają, każde z nich na swój sposób musi odreagować zaistniałą sytuację.

– Dobrze, że nie wiesz jak bardzo się bałam – odzywa się w końcu Hanka, po czym nieznacznie się uśmiecha i dodaje:
– I nie powiem ci! – teraz już otwarcie się śmieje.
Rozładowuje to napięcie na tyle, że Krzysiek wstaje i mówi:
– Stąd łatwo i szybko możemy wrócić. Zastanów się co chcesz dalej zrobić.
Hanka także wstaje, zgina nogi, robi kilka skrętów tułowiem i do przodu.
– Idziemy dalej! – decyduje.
-Tylko zmienię te mokre spodnie. W plecaku mam legginsy, wzięłam je na zmianę na noc. I muszę…. siku.

Krzyśkowi jest głupio. W ogóle o tym nie pomyślał. Po chwili odpina przypięte do plecaka kijki i wbija je mocno w krawędź ścieżki.

– Teraz na ścieżce oprócz nas nikogo nie ma. Wbiłem kijki, które stanowią granicę twojego działania. Sam podejdę wyżej, jak będziesz gotowa daj znać.

Po chwili wraca, Hanka stoi gotowa do drogi, a spodnie zwisają przytroczone do plecaka.
Tym razem oboje są znacznie ostrożniejsi. Krzysztof częściej pyta:

– Idziesz za mną? Jest dobrze?

Hanka opowiada mu, jak w dzieciństwie razem z rodzicami i bratem często robili różne wycieczki, jak bardzo to lubiła, pokonywanie dystansu i widok przewijającego się przed jej oczami krajobrazu. Z bratem i innymi dziećmi jeździli na rowerze po okolicy, wyobrażając sobie przedziwne historie i przygody. A później wszystko to razem z jej oczami się dla niej zamknęło. To był czarny czas i bardzo trudno było jej się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Kiedy jednak uzyskała pełnoletność postanowiła coś z tym zrobić, nie poddawać się i nie rezygnować z tego co naprawdę lubi.

Tak dochodzą do miejsca, gdzie szlak ostro skręca i zaczyna piąć się stromo do góry. W tym miejscu, turyści odpoczywający przed podjęciem wspinaczki wydeptali niewielką polankę. Jest nieco pochyła i kamienista, ale Krzysiek uznaje, że nie znajdą lepszego miejsca na rozbicie namiocika na noc. Słońce wisi jeszcze wysoko nad grzbietem wzgórz po przeciwległej stronie doliny, ale teraz czeka ich najtrudniejszy odcinek całej trasy. Pozostawiają tu cały sprzęt biwakowy i odciążeni zaczynają wspinaczkę.

Tym razem Hanka idzie pierwsza, a Krzysiek ubezpiecza ją z tyłu, podpowiadając najdogodniejszy sposób pokonania przeszkód. Hanka założyła skórzane rękawiczki, bo teraz idzie na czworaka. Ścieżka układa się w systemie naturalnie wydeptanych przez turystów schodów, nieregularnych, piarżystych lub ziemnych, czasami utworzonych przez grubsze korzenie wierzby.

Dziewczyna bada rękami teren, stawia tam nogi i ponownie sprawdza rękami co ma wprost przed sobą. Jest to uciążliwe i powolne, ale skuteczne i dla niej bezpieczne.

W pewnym momencie dogania ich para turystów. Dwaj mężczyźni, jeden wyraźnie starszy. Przystają i obserwują poruszającą się przed nimi dwójkę. Szybko orientują się, że dziewczyna jest niewidoma. Mijając Krzyśka i Hankę ten starszy odzywa się:

– Podziwiam panią. Jesteś wspaniała i nadzwyczajna!
Hanka prostuje się, uśmiecha i dziękuje za miłe słowa. Nie mniej, kiedy zgaduje, że są oni już dostatecznie daleko, mówi:
– Nie cierpię, jak ludzie tak do mnie mówią. Mam wrażenie, że się nade mną litują. Chcę chodzić w góry, bo sprawia mi to niesamowitą przyjemność, a nie żeby mnie podziwiano, albo żeby komuś imponować. Lubię wysiłek, wyzwanie jakiemu pragnę podołać i cieszyć się kiedy mi się to udaje.

Krzysztof słucha jej uważnie, a potem spokojnie mówi:
– I właśnie dlatego jesteś wspaniała!
– Oj dobra, dobra! Idziemy dalej! – śmieje się dziewczyna.

Ten sposób poruszania się jest dla Hanki bardzo męczący i wyczerpujący. Całe szczęście przy ścieżce pojawiają się drewniane płotki, zbudowane z drzewnych drągowin. Stanowią zabezpieczenie podchodzących przed obsunięciem się po stromym zboczu. Dzięki temu dziewczyna może się wyprostować. Trzymając się rękoma takiej poręczy, nogami wyszukuje stopnie utworzone z drewnianych balików.

Prawie, jak po schodach wydostają się na drewnianą galeryjkę zbudowaną wzdłuż skalnej ściany przeciętej w połowie żyłą kwarcu. Są na miejscu, u celu. Hanka oddycha z ulgą. Krzysiek natomiast milknie i przygląda się kryształom.

Są okaleczone amputacją największych ich wykwitów, dokonaną przez dawną firmę Kamili. Mimo podestu, są za wysoko, aby można było ich dosięgnąć. Odczuwa jednak podobną fascynację, jak za pierwszym razem kiedy tu dotarł. Opiera ręce o ścianę i ma wrażenie, że ona wibruje, jakby chciała mu coś przekazać, a on wsłuchuje się w to coraz intensywniej.
Z tego transu wyrywa go zaniepokojony głos Hanki:

– Krzysiek! Co z tobą!
Odrywa ręce od ściany i gwałtownie trzeźwieje.
– Mam wrażenie, że to bardzo specjalne miejsce dla ciebie – mówi Hanka.
A on odpowiada jej z wyrazem zadumy na twarzy:
– Wiesz? Są podobno ludzie, którzy z niektórych, szczególnych miejsc czerpią niezwykłą moc i energię, które regenerują ich siły i poprawiają samopoczucie. Nazywają je czakramami. Być może to jest dla mnie takie właśnie miejsce?
– Kurczę! Chciałabym też znaleźć kiedyś takie miejsce! – mówi Hanka.

Dziewczyna żałuje, że nie może dosięgnąć do kwarcowej żyły. Chciałaby dotknąć kryształów, poznać ich fakturę i kształty.

Krzysztof proponuje:
– Usiądź mi na ramionach. Będę mocno i pewnie trzymał cię za nogi, nie odchylaj się tylko do tyłu. Oprzyj ręce o ścianę i staraj się jej trzymać. Podniosę cię, a wtedy myślę, że do nich dostaniesz.

Hanka wodzi dłońmi po nierównościach żyły, muska poszczególne kryształy, jest zachwycona i oczarowana. Co prawda bardziej chyba faktem, że udało jej się tu dotrzeć niż samym zjawiskiem, ale widać po niej, jak bardzo jest szczęśliwa.

Schodzą w odwrotnej kolejności: pierwszy idzie Krzysiek, ubezpiecza dziewczynę od dołu. Gdy kończą się drewniane barierki Hanka siada na siedzenie i tak ześlizguje się z kolejnych stopni stromej ścieżki.

Do płasienki z pozostawionym sprzętem docierają już prawie po ciemku. Ostatnie metry pokonali jeszcze w poblasku zachodzącego słońca, gdy na niebie zagościł już gruby sierp księżyca. Coraz śmielej srebrzystą poświatą, oświetla świat sprawiając, że wokół jest prawie jasno i trochę nierealnie.

Hanka apatycznie siedzi na ścieżce oparta o stok. Krzysztof widząc jej zmęczenie uwija się z rozstawianiem namiotu. Miejsca jest mało, a w kamienisty grunt trudno jest wbić mocujące go szpilki. Okłada je więc dodatkowo kamieniami. Jeszcze tylko materacyk i rozwija śpiwór.

– Wskakuj do namiotu i do śpiwora – mówi do Hani.

Sam zaczyna gotować wodę, dolewa do liofilizowanej zupy i po chwili podaje ją dziewczynie, a potem kubek z herbatą.
Wody mają mało, tyle co w bidonie, a musi wystarczyć jeszcze na ranny rozruch.
Sam układa się wprost na ścieżce. Nie raz już zdarzało mu się spać pod gołym niebem.
Pomimo zmęczenia Hanka nie może zasnąć. Jej ciało cały czas jest napięte i sprężone, jakby nie potrafiło uwierzyć, że już nie musi działać na najwyższych obrotach. Dziewczyna trwa w półśnie – półjawie, a w głowie kłębią się wygenerowane obrazy i wrażenia z całego dnia.

Zasypia dopiero nad ranem. Budzi ją odgłos stukania dziobem w tekturowe puste pojemniki po zupach. Pewnie jakiś ptak usiłuje wyczyścić je z resztek. Słyszy też miarowe pochrapywanie Krzyśka. Dziewczynie nieśpieszno do wstawania. Czuje się zesztywniała i obolała. Miarowy oddech mężczyzny wyzwala w niej ciepłe uczucie nawiązującej się przyjaźni, rodzącej się ze wspólnoty przeżyć i współgrania w ufającym sobie zespole.
Po pewnym czasie słyszy z zewnątrz odgłos odpinanego zamka błyskawicznego śpiwora.
Poranny rozruch jest trudny. W cieniu jest zimno, a wszystko wokół jest mocno zarosiałe.

– Wszystko mnie boli, każda kosteczka – śmieje się Hanka.
– W miarę, jak zaczniesz się ruszać, będzie lepiej. Teraz już tylko w dół i nie będzie tak trudno, jak wczoraj.

 

Autor: Janka Dąbrowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *