Następstwo zmian – Rozdział 5

Rozdział 5

Na jednej z porannych kawowych odpraw Kama komunikuje wszystkim:

– Chcę was prosić o pomoc w podjęciu decyzji. Zwróciła się do nas młoda dziewczyna z pytaniem czy nie przyjęlibyśmy jej na zajęcia do „Azylu”. Tym razem jednak sprawa jest większego kalibru i nie wiem czy jesteśmy w stanie podołać temu wyzwaniu? Dziewczyna jest bowiem niewidoma. Straciła wzrok w wieku dwunastu lat. Teraz ma dwadzieścia jeden i odbiera jedynie bodźce: jasno – ciemno, typu dzień – noc. Jak twierdzi jest w miarę samodzielna, dobrze sobie radzi wykorzystując laskę. Marzy o tym, żeby nauczyć się jazdy konnej. Wynajęłaby pokój w „Ranczo”. Przywiózłby ją starszy brat, który jednak zostawi ją samą.

W pokoju zapada na chwilę pełna zadumy cisza, po czym odzywa się Marek:
– Jeżeli odpowiednio przystosujemy naszą przestrzeń, to czemu nie spróbować? Trzeba tylko ustalić z Robertem, aby przydzielił jej pokój w bocznym skrzydle budynku, tak aby mogła łatwo i prosto zejść boczną klatką schodową. Między biurem, a furtką do parkuru rozepniemy linę. Wymagać to jednak będzie pełnego zaangażowania jednego z nas w opiekę nad nią podczas zajęć, więc w tym czasie nie możemy przyjmować zbyt wielu innych zleceń.

Krzysztof z uznaniem spogląda na młodego człowieka. Zdaje sobie sprawę, że to na niego głównie spadnie odpowiedzialność za bezpieczeństwo niewidomej „pacjentki” i nie jest pewny, czy sam to sobie w pełni uświadamia. Zgadza się jednak z tym, że warto spróbować. W końcu zooterapia nie musi ograniczać się tylko do dzieci, chociaż przyjęcie osoby o takiej ułomności jest, tak jak określiła to Kama, dużym wyzwaniem.

Na początku lipca, w poniedziałek przed „Ranczem” zatrzymuje się samochód, z którego wysiada szczupła dziewczyna, rozkłada biała laskę, stając spokojnie obok w oczekiwaniu na kierowcę. Wysoki, ciemnowłosy, lekko łysiejący mężczyzna podchodzi do niej, lustrując okolicę, po czym ujmuje kobietę za łokieć i prowadzi ją do drzwi, nad którymi widnieje napis „Azyl”. Ich przybycie obserwują z zainteresowaniem osoby zgromadzone na parkurze, po którym krążą swobodnie zupełnie obojętne na to wydarzenie zwierzęta.
W kantorku przyjmuje ich Kamila. Wskazuje niewielki fotelik, na którym siada dziewczyna.

– Przywiozłem Hanię na zajęcia do państwa, zgodnie z ustaleniami. Siostra bardzo stara się być samodzielna i samowystarczalna. Uparła się, że chce pozostać tu sama, mimo naszych – rodziców i moich, obaw czy sobie poradzi. Od dawna cały czas nie mówi o niczym innym tylko o tym, że chciałaby jeździć konno. Wybrała ten ośrodek, bo jest położony wśród natury, wśród gór i lasów. Jeżeli państwo pozwolą, pójdę teraz do recepcji zajazdu dowiedzieć się czy z rezerwacją pokoju jest wszystko ok?

W tym czasie do pomieszczenia wchodzi Marek. Kama przyjmuje to z ulgą, bo zauważa. iż sytuacja ta nieco ją krępuje. Gani siebie w myślach, bo dostrzega, że reaguje, jak każdy w pierwszej chwili, wobec zauważalnej ułomności drugiej osoby. Chłopak natomiast staje przed młodą kobietą mówiąc:

– Jestem Marek. Będę prowadzić z tobą zajęcia. Jesteś Hania czy Hanka?
Dziewczyna energicznie podnosi się z fotela, uśmiechając się szeroko, bezbłędnie wyciąga w jego kierunku rękę.
– Jestem jednym i drugim, tym samym w jednej osobie. Od ciebie zależy, którą wersję wybierzesz.
– Super. Jak tylko dopełnicie wszystkich formalności i będziesz gotowa – ruszamy do roboty. Nasza klacz czeka na ciebie niecierpliwie. To bardzo fajny konik jest. Nazywa się Kawa, bo jest w kolorze kawy z mlekiem. Za to ma ciemnobrązową grzywę i ogon, tak jak kawa, ale już bez mleka. Nie jest duża, ma spokojny charakter, a nawet taka przymilna jest. Na pewno się polubicie.

W drzwiach pojawia się Dorota i słysząc te słowa od razu dodaje:
– Wiesz? Ja już nauczyłam się na niej jeździć. Jeszcze sama na nią nie potrafię wchodzić, ale jak już jestem na jej grzbiecie do całkiem dobrze sobie radzę. Prawda Marek?

Atmosfera wyraźnie się rozluźnia, a rozmowa nabiera rozpędu.
Podczas gdy Kamila uzupełnia z opiekunem Hanki wszystkie sprawy związane z przyjęciem jej do ośrodka, Krzysiek dyskretnie przygląda się dziewczynie.
Jest średniego wzrostu, drobna, z ciemnoblond włosami związanymi w koński ogon. Na wąskiej, bladej twarzy, na zgrabnym nosku trzymają się lekko przyciemnione okulary typu lenonki. Ubrana jest w obcisłe ciemnoróżowe spodnie, a na granatowym luźniejszym t- shirt’cie widnieje czerwony, połyskujący napis: I love life. Na nogach ma modne, wygodne białe adidasy.

– Sympatycznie wygląda – myśli sobie Krzysiek.

Gdy Kama skończyła uzupełniać całą niezbędną dokumentację, brat zabiera Hanię, aby pokazać jej pokój, w którym będzie mieszkać. Chce ją zapoznać też z topografią zajazdu i jego otoczenia, z którego będzie samodzielnie już korzystać. Choć w budynku znajduje się pokój przystosowany dla osób niepełnosprawnych, to uznali że jest za daleko od schodów prowadzących do pomieszczeń „Azylu” i wygodniejszy będzie mniejszy, położony bliżej. Przed opuszczeniem biura, Marek poprosił Hankę:

– Jak będziesz gotowa, to po prostu zejdź do Kamili i Krzyśka. Włóż tylko buty z wyższą cholewką, takie przynajmniej za kostkę.

Po dwóch godzinach oboje zjawiają się na dole. Dziewczyna przebrała się w ciemniejsze ubranie, na nogach ma porządne buty trekkingowe, a na pasku, na ręku zawieszony kask do jazdy konnej. Z kieszeni koszuli wystają cienkie skórkowe rękawiczki.
– Jacek! Wracaj już – mówi do brata Hania.
– Teraz powinnam radzić sobie sama.
– Widzicie państwo, jaka ona jest uparta. Będziemy w stałym kontakcie telefonicznym, gdyby była taka potrzeba możliwie szybko przyjadę. Hanka? Na pewno tak chcesz?
– Jacek! Spadaj!
Brat mocno ją obejmuje i jeszcze raz pyta:
– Hanka???

Przywołany Marek zjawia się przed podopieczną:
– Praworęczna jesteś? To dobrze! Złap lewą ręką linę, która doprowadzi cię do furtki parkuru.
Do prawej ręki wręcza jej kijek do nordic walking’u.
– Jest mocniejszy niż twoja biała miejska laska. Poczekaj – dopasuję tylko jego długość. Pozwól, że zapytam. Te okulary? Istotnie ich potrzebujesz?
Hania nieco się rumieni i odpowiada:
Nie. Noszę je tylko dlatego, że ludzi często szokuje widok moich oczu. Czuję się w nich pewniejsza.
– Proponuję zatem, żebyś je zdjęła. Nikt tutaj nie będzie zwracał na to uwagi, a już na pewno Kawa, Fred i alpaki – śmieje się.
– Będą ci tylko przeszkadzać i utrudniać swobodne poruszanie się.
– Jak dojdziesz do furtki skręć w lewo i idź wzdłuż ogrodzenia.
Hanka na chwilę mocno się prostuje, widać jak się koncentruje i skupia uwagę na tym z czym ma się zmierzyć, po czym wyrusza w drogę. Kijkiem sonduje teren przed sobą i rozważnie stawia kolejne kroki.
– Teraz uważaj. Metr przed tobą stoi przywiązana do płotu Kawa.
– Wiem, czuję ją!

Hankę dobiega ostry, charakterystyczny zapach konia, słyszy jak klacz oddycha, bzyczenie owadów wokół niej się kręcących i szelest kity ogona, którym od nich się opędza, skrzypienie i pobrzękiwanie ogłowia. Wyczuwa, jak koń przestępuje z nogi na nogę.

– Podejdź do niej śmiało. Ona jest do tego przyzwyczajona, nie bój się.
Dziewczyna przekłada kijek do lewej ręki, prawą wysuwa przed siebie i powoli posuwa się do przodu. Wiedziona końskim oddechem delikatnie kładzie rękę na nosie Kawy.
– Weź mój kijek proszę. Chcę mieć wolne ręce – zwraca się do Marka.
– Ależ ona ma delikatne i ciepłe chrapy. Takie aksamitne. Czy one są białe? Różowe?
Przesuwa dłonie po boku łba, głaszcze konia po szyi, przytula do niej policzek i chwilę tak trwają.
Kawa zdaje się z przyjemnością przyjmować tę pieszczotę, cichutko pochrapuje i odwraca nieznacznie łeb w kierunku kobiety lekko strzygąc uchem.
Z boku przygląda się temu Anton.
– Ona jest bardzo zadowolona i zaciekawiona tobą.
– Słuchaj co Anton mówi. On naprawdę zna się na zwierzętach. Nikt tak, jak on ich nie rozumie i z nimi nie współgra – rzuca uwagę Marek.
Hanka przesuwa dłonie dalej wzdłuż boku klaczy.
– To ona osiodłana już jest?
Sprawdza dłońmi rozmiar siodła, jego elementy, strzemiona, wysokość końskiego zadu.
Wraca z powrotem do głowy i ponownie przytula się do Kawy.
Widać, jak bardzo wzruszona jest tym bliskim z nią kontaktem.

– Jeszcze dziś będziesz na niej siedzieć, ale teraz chcę żebyś poznała całe nasze królestwo. Przejdź wzdłuż konia i trochę dalej jeszcze prosto, a potem wróć do ogrodzenia. Obejdziemy cały teren, aż wrócimy do furtki. Stamtąd będę kierował cię do kolejnych przeszkód na placu.

W trakcie wędrówek po maneżu Hania kilka razy potyka się o nierówności i upada na kolana. Rękoma bada wtedy teren wokół i bez wahania podnosi się, gotowa do dalszego działania. Rozpraszają ją nieco głosy innych dzieci przyjętych na zajęcia, którymi zajmuje się Dorota i Kama. Z drugiej strony stanowią dla niej świetną wskazówkę do pozycjonowania się na placu. Początkowo dzieci obserwują poczynania niewidomej osoby, ale wkrótce zaabsorbowane własnymi sprawami po prostu omijają ją wykonując swoje zadania.
Po krótkim odpoczynku na ławce, Hanka wraca do Kawy. Marek podobnie, jak kiedyś Dorotę, instruuje, jak ma dosiąść konia. Ustawia jej stopę na swoich splecionych dłoniach.
O dziwo, kobieta od razu, zgrabnie lokuje się w siodle. Dobrze się w nim prezentuje. Siedzi wyprostowana z nogami w strzemionach przywierającymi do boków zwierzęcia. Po chwili pochyla się nad jego szyją, klepie między uszami, czochra jego grzywę. Uśmiech nie znika jej z twarzy. Zdaje się chłonąć całą sobą atmosferę tej chwili.
Rozruchowo wykonują kilka rundek wokół ogrodzenia, a potem Hanka, ujmuje lejce w swoje dłonie i już samodzielnie prowadzi konia zgodnie z poleceniami Marka.

Po południu Krzysiek wstaje od komputera, przeciąga się prostując plecy. Jest zadowolony. Udało mu się wreszcie rozwikłać problem, z którym cały zespół informatyków zmagał się od jakiegoś czasu. Teraz wszystko zadziałało tak, jak należy i będą mogli ruszyć do przodu.

Wychodzi na zewnątrz budynku.
– Kama! Kiedy wracamy do domu?
Kamila krąży po maneżu pomagając Dorocie w sprzątnięciu sprzętów używanych na zajęciach. Anton odprowadza zwierzęta na pastwisko, Marek rozkulbacza klacz.
Podchodzi do Krzyśka:
-Taki skupiony byłeś na pracy, nie chciałam przeszkadzać. To był naprawdę wyczerpujący dzień. Taki pełen napięcia i stresujący, ale wszystko zagrało jak trzeba. Jeszcze chwilkę i będę gotowa. Pogadamy w drodze.

W ogródku przed zajazdem Krzysiek dostrzega Hanię siedzącą na ławeczce z nogami wygodnie wyciągniętymi przed siebie. Twarz zwróciła w kierunku łagodnych, popołudniowych promieni słońca.
Przysiada się obok pytając:

– Jak ci dzisiaj poszło? Widziałem rano, jak dzielnie sobie poczynałaś.
– Poobijana trochę jestem i nie ma co ukrywać – obolała. Nogi trzęsą mi się, jak galareta. Ale nareszcie czuję, że coś się dzieje, że w czymś uczestniczę. Nie znoszę nudy, bezczynności: fizycznej czy mentalnej, a niestety w mieście często jestem na nią skazana. Wielu ludzi nie rozumie, że niewidomi pragną zachowywać się tak samo, jak osoby w pełni sprawne. Staramy się jak najmniej poruszać „obmacując”, różnica między naszym światem i widzących jest mniejsza niż się wydaje. Cieszę się, że tu trafiłam, że uciekłam od zamętu i hałasu miejskiej współczesności.
– A jak do nas trafiłaś?
– Przyznam ci się, że to nie był przypadek – z nieco tajemniczym uśmiechem stwierdza Hanka.
– Moja terapeutka opowiadała mi, że jej chłopak – Sebastian, kiedyś w tych stronach uczestniczył w jakiś badaniach paleontologicznych. Wspominał, że to jest bardzo ciekawy zakątek kraju i mieli bardzo fajnego, dobrze znającego się na rzeczy przewodnika. Zadzwoniłam do niego, podpytałam, poszperałam w Internecie i znalazłam waszą stronę.

Krzysiek uśmiecha się nieznacznie. Miło mu, że jego udział w tamtej wyprawie został tak doceniony.
– To rzeczywiście ciekawe i kryjące wiele niespodzianek rejony.
Wyciąga z kieszeni spodni kryształ, swój talizman i układa go na dłoni Hanki.
– To moje pierwsze znalezisko, po powrocie w te strony.
Hanka obraca w dłoniach kryształ, przesuwa palcami po gładkich ściankach, zamyka – otwiera dłoń.
– To jest takie chłodne, kanciaste, ale nie ostre. Czy to jest szkło? Przeźroczyste?
– To jest kryształ górski. Znalazłem go na grani góry, w cieniu której teraz siedzimy.
– Niemożliwe! Rany! Jak chciałabym „zobaczyć” to miejsce! Można tam się jakoś dostać?
– Teraz jest tam poprowadzony szlak turystyczny.
– Krzysiek! Zaprowadź mnie tam! – spontanicznie wykrzykuje dziewczyna.
– Ten szlak jest długi, choć dla normalnego człowieka niezbyt trudny.

Hanka ostro żachnęła się na tę uwagę. Krzysiek z przykrością zdaje sobie sprawę z popełnionej gafy.
– Ja normalna jestem! Wzrok jest tylko jednym ze zmysłów. My „widzimy” inaczej: dotykamy, słyszymy, czujemy węchem, smakujemy, przeczuwamy i zgadujemy. Chcemy poznawać świat. Tworzyć jego obraz, który nie jest może prawdziwy, jest naszym wyobrażeniem: wyidealizowanym lub brzydszym, ale dla nas jest autentyczny i wartościowy. A jak wynajmę cię, jako przewodnika, zabierzesz mnie? Zastąpisz mi oczy?

Krzysiek zaskoczony jest tym bezpośrednim pytaniem i poruszony do głębi pragnieniem poznawania i doświadczania tej młodej kobiety. Odnajduje w niej motywację, którą zna ze swego wnętrza, która także jego napędza.

– Przepraszam! Pomyślę nad tym. Nie wiem czy to potrafię?

W promieniach zachodzącego słońca staje przed nimi Kamila. Jej zgrabna postać, oświetlana od tyłu rysuje się ciemnym zarysem.
– Świetnie sobie dziś radziłaś. Masz wrodzony hippiczny talent. Marek twierdzi, że szybko nauczysz się jeździć. Wystarczy tylko jak wzmocnisz się fizycznie i nabędziesz kondycji. Zatem do jutra!

– Krzysiek! Jedziemy? Dorota też już jest gotowa.

 

Autor: Janka Dąbrowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *