Następstwo zmian – Rozdział 1

Rozdział 1

Krzysztof stał oparty na przedramionach o ogrodzenie niewielkiego parkuru. Plac tonął w cieniu poprzecinany jedynie smugami bladego słońca sączącymi swe promienie między wierzchołkami drzew pobliskiego lasu. Chłód czerwcowego poranka zwiastował pogodny dzień, typowy dla nadchodzącego gorącego lata.

Mimo wczesnej pory po maneżu krzątało się już dwóch mężczyzn doglądających spacerujących tam zwierząt. Dwie alpaki: kremowa i ruda, przystawały co chwila, podnosiły kędzierzawe łebki i ciekawie rozglądały się po okolicy. Zdawały się słuchać i rozmawiać z białowłosym szczupłym opiekunem, który delikatnym, prawie czułym gestem gładził ich długie szyje. Drugi z mężczyzn, o wysportowanej sylwetce, z burzą ciemnoblond włosów siodłał niewielką klacz o kawowym umaszczeniu z brązową grzywą i ogonem. Stała spokojnie, od czasu do czasu odwracając łeb, spoglądając swoimi czarnymi jak węgiel oczyma, w których zdawało czaić się pytanie: długo jeszcze?
Wzdłuż ogrodzenia przechadzał się szary osioł. Wyglądał na znudzonego, obojętnego na wszystko co się wokół dzieje. W swej wędrówce przybliżył się do Krzysztofa, który podrapał go po białej plamie na nosie mówiąc:

– Co tam Fred? Czeka cię pewnie pracowity dzień? Nie ma lekko, taki już twój los.

W rogu parkuru stała kolorowa dwukółka z wymalowanymi bohaterami dziecięcych kreskówek. Na placu ustawiony był rząd grubych, gładko uciętych pniaków o zmieniającej się stopniowo wysokości, drewniany maszt z bocianim gniazdem podtrzymujący linową, siatkową konstrukcję, po której można było się do niego wspiąć, a także niewysoki płotek pomalowany w żółtoczerwone pasy.
Parkur przylegał do stajni dużego gospodarstwa – zajazdu, gustownie wykończonego z architektonicznym smakiem. Na bramie wjazdowej widniał dumnie szyld „Ranczo” okraszony wizerunkami sylwetek koni w galopie. Ze stajni dobiegały odgłosy typowej dla porannego rozruchu krzątaniny.

– Kawy? – powiedziała Kama, stając obok Krzyśka, podając mu parujący kubek. Czułym gestem objął ją ramieniem i przytulił do swego boku.
– Jak tam chłopaki się dziś sprawiają? Całkiem dobrze to idzie, nie uważasz?
Krzysztof nic nie odpowiada, tylko uśmiecha się do niej i całuje ją w czubek głowy.

Wysłany w zeszłym roku grant, w ramach programu rozwoju i aktywizacji terenów górskich na założenie ośrodka zooterapii w mieście Podgórzno wyjątkowo szybko i sprawnie został pozytywnie rozpatrzony. Stworzyło to nową perspektywę i możliwości dokonania istotnych zmian w życiu Krzysztofa i Kamili. Rodzinny dom Krzyśka stał się raptem za ciasny, tym bardziej, że w życiu jego Ojca także dokonało się „nowe”. Na dobre zagościła tam Elka, której energia zdawała się rozsadzać dotychczasowy układ rzeczy. Przyszła pora na gruntowne jego przemodelowanie.

Na początku roku razem kupili niewielki dom na obrzeżach miasta, przy drodze prowadzącej w głąb doliny, wiodącej do dawnego Pensjonatu pod Paprociami.
Piętrowy domek z dużą werandą, pod lasem, mimo iż nieco zaniedbany i wymagający remontu urzekł ich swoją prostotą i położeniem. Posadowiony na wybudowanej z polnych kamieni podmurówce emanował dobrą energią i zdawał się zapraszać nowych lokatorów, obiecując spokojne, pełne harmonii życie. Nie zastanawiali się długo. Bez protestów zaakceptowała go też Dorota – niepełnosprawna siostra Kamy. Od razu zaanektowała górny poziom, dwa pokoiki o skośnym dachu z przylegającą do nich niewielką toaletą.
Oni rozlokowali się na dole. Uznali, iż duży pokój w przyszłości przegrodzą lekką drewnianą ścianką, tworząc przestrzeń kuchenno-jadalną i sypialnię, z miejscami do pracy. Całkiem spora łazienka wydawała się być zupełnie wystarczająca na potrzeby 3 osób.

Cała trójka podekscytowana była perspektywą przeprowadzki. Młodzi lokatorzy starego domu wnieśli do niego życie, którego dawno był już pozbawiony. Każdego z nich napawało to radosnym oczekiwaniem na to co przyniesie im to miejsce, snuli plany związane z jego przeobrażeniem w siedlisko nowej rodziny, którą się czuli.
Szczególnie Dorota dziecinnie manifestowała swą radość klaszcząc w dłonie:

– Na górze będzie moje własne królestwo. A będę mogła zapraszać tu Antona? Ja też będę miała blisko do niego i do Fridy, i Zoi. To przecież moje przyjaciółki choć alpaki.

Wspólne zamieszkanie dawało poczucie bezpieczeństwa zarówno Kamili, która mogła roztoczyć należytą opiekę nad lekko umysłowo upośledzoną siostrą, a Dorota miała wrażenie względnej samodzielności.
Jedynym, choć istotnym mankamentem tego lokum był fakt, iż w dolinie ukrytej wśród wzgórz sygnał telefonii komórkowej był słaby, a dostęp do Internetu mocno ograniczony.
Zdawali sobie sprawę, że na rozwiązanie tego problemu będą musieli sporo poczekać. Tymczasem postanowili, że oboje będą pracować w biurze ośrodka zooterapii, gdzie dostępny był Internet kablowy.

Kama wynajęła od Roberta – właściciela Rancza dwa pomieszczenia: w jednym – mniejszym urządziła biuro ośrodka, któremu nadali nazwę „Azyl”, drugie – większe zostało zaadoptowane jako sala rehabilitacyjna i zajęciowa dla uczestników terapii. Wyposażono go w drabinki i inny podstawowy sprzęt rehabilitacyjny.
Wiosną konsekwentnie wspólnie realizowali szczegółowo rozpisany we wniosku grantowym plan uruchomienia całego przedsięwzięcia. Co prawda wymagał on nieco poprawek i uporania się z niespodziewanie pojawiającymi się trudnościami, ale dobrze sobie z nimi radzili.

Krzysiek w tym czasie zrezygnował z pracy dla Alexa – swojego byłego pracodawcy, całą energię i informatyczne umiejętności przekierowując na stworzenie cyfrowego środowiska i medialnego image’u „Azylu”, należyte rozreklamowanie go w gronie licznych placówek rehabilitacyjnych dla osób z dysfunkcjami ruchowymi i umysłowymi.
Kamila bez śladu żalu pożegnała się ze starą firmą, w której pełniła funkcję czysto administracyjną. Czerpała niezwykłą satysfakcję, z tego że teraz sama kreowała kształt swojego projektu, decydując o wszystkich jego aspektach. Wymagało to od niej pełnego zaangażowania i ogromu pracy, ale wskoczyła w swoją rolę, jak do głębokiej wody na główkę.

Oprócz dopełnienia wszelkich formalności takich jak m.in. kontrola weterynaryjna zwierząt, pomyślne przebycie audytów sanitarnych, spełnienie wydawało się tysiąca innych wymagań urzędowych, trzeba było pilnie skompletować personel „Azylu”.

Kamila zarządzała całością i razem z Krzyśkiem odpowiadali za sprawy organizacyjne i administracyjne. Anton, został opiekunem zwierząt: dwóch alpak – Fridy i Zoi, osła Freda i Kawy – klaczy wylizingowanej z Rancza. Do Doroty należało dbanie o porządek w pomieszczeniach ośrodka i na zewnętrznym maneżu, a także powożenie do spółki z Antonem wózkiem do przewozu dzieci. Zdecydowanie brakowało im dyplomowanego rehabilitanta, z certyfikatem ukończenia szkolenia zawodowego z zooterapii i z doświadczeniem w pracy z osobami niepełnosprawnymi.

Na początku maja, na stworzonej przez Krzyśka stronie internetowej „Azylu”, Kamila umieściła stosowny anons rekrutacyjny. Odpowiedziało na niego niewielu, a ci z którymi rozmawiała telefonicznie po uzyskaniu szczegółowych informacji co firma ma im do zaoferowania wydawali się zupełnie tym niezainteresowani. Kama popadała już w czarną rozpacz, że ten krok będzie nie do przebycia, aż pewnego dnia zadzwonił do niej Marek. Dwudziestosiedmioletni absolwent uczelni wychowania fizycznego, ze specjalizacją rehabilitacja, miłośnik natury, ekolog. Po roku pracy w ośrodku dla dzieci dotkniętych autyzmem w środku wielkiego miasta, dość miał jego zgiełku, pośpiechu, panoszącej się znieczulicy wynikającej z natłoku przypadków wymagających interwencji i pomocy. Uznał, iż bliskość gór i swego rodzaju kameralność ośrodka zrekompensują wszelkie inne niedogodności. Wynajął mieszkanie w mieście i niemal z dnia na dzień się do niego przeprowadził. Spotkał się z ciepłym przyjęciem reszty zespołu i szybko nawiązał kontakt z Antonem i z Dorotą, bez problemu akceptując ich „inność”. Kamila nieco go onieśmielała, bo wyraźnie mu się podobała i od pierwszego wejrzenia obdarzył ją wielką sympatią.

I tak, na początku czerwca ośrodek zooterapii „Azyl” gotowy był do przyjęcia pierwszych podopiecznych.

 

Autor: Janka Dąbrowska

2 uwagi do wpisu “Następstwo zmian – Rozdział 1

  1. No i super, że nie spoczęła na laurach!:). Szczególnie mnie interesuje wątek rehabilitacyjny, bo to mój pierwszy zawód:). Będę czekać na piątki! Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *