Rozdział 9
Anton wychodzi na podjazd przed tarasem, na którym stoi szaro niebieski, spracowany pickup. Jego paka wyłożona jest słomą i sianem, wśród których stoi nieduża kremowa, kędzierzawa alpaka. Cicho pogwizdując i poświstując Anton podchodzi do niej, jedną ręką gładzi ją po miękkiej, zaokrąglonej głowie, drugą podsuwa pod nos barwny pokrowiec.
Alpaka obwąchuje materiał, delikatnie podskubuje go miękkimi wargami. Gdy Anton włącza silnik układa się w kącie skrzyni, a on łagodnie wyjeżdża na drogę.
Z wprawą wytrawnego, górskiego kierowcy dojeżdża na leśny parking i otwiera klapę bagażową. Alpaka zgrabnie zeskakuje na ziemię, gdzie przez chwilę truchta i podskubuje porastające parking zielsko. Anton jej nie popędza, ponownie podsuwa jej materiał pod nos i czeka.
Po chwili alpaka na swoich smukłych zgrabnych nóżkach wchodzi na leśną ścieżkę i z wdziękiem tancerki zaczyna nią dreptać. Anton bez trudu za nią podąża.
Nagle zwierzę skręca ostro w górę. Wchodzą do wąwozu, który robi się coraz głębszy. Kiedy dostrzegają już jego koniec, alpaka gwałtownie się zatrzymuje i zamiera w bezruchu. Anton chcąc ją wyminąć dostrzega, że na polanie blisko wylotu z jaru żerują dwa niedźwiedzie. Cofa się pod ścianę wąwozu i także stara się nie poruszać.
Trudno określić, jak długo trwali tak w oczekiwaniu, aż syte lub znudzone drapieżniki, każdy po innej stronie rozpadliny udały się w sobie tylko znanych kierunkach. Tak, jakby terytorium podzieliły na dwa podległe każdemu z nich rewiry. Kiedy ucichły wszelkie oznaki ich bytności, alpaka nieśpiesznie wynurzyła się na polanę i zaczęła przemierzać ją skosem w górę, a Anton rozglądając się czujnie dookoła idzie tuż za nią. Na skraju lasu alpaka staje i zaczyna się spokojnie paść, wyszukując między jagodowymi krzewinkami zielone trawki.
Anton podchodzi jeszcze parę kroków. Staje nad rowem przykrytym szczelnie trawami rosnącymi na jego krawędziach. Rozgarnia rękami położone trawy. Dostrzega pod nimi leżącego na boku, skulonego mężczyznę, który nieznacznie się porusza. Zdjął mu z ramion plecak i zaczął rozcierać mu plecy, ramiona i ręce.
Krzysztof uchylił powieki, oczy błądziły mu bez celu, bez koordynacji, czuł się kompletnie zdezorientowany. Ktoś klepie go po policzkach i dalej masuje. Po pewnym czasie nieco przytomnieje. Jakiś chłopak pomaga mu usiąść na skraju rowu, podaje butelkę z wodą.
Jedna nogawka spodni jest rozerwana i widnieją na niej ślady krwi. Wstaje z trudem, noga porządnie go boli. Chłopak podaje mu sztywny kij. Opierając się na dwóch kijach robi parę niepewnych kroków. Wszystko odbywa się bez słowa.
Raptem spostrzega pomykającą przed nim owcę – nie owcę, która porusza się z gracją kozicy. Jest za bardzo rozkojarzony, aby analizować czy wszystko to dzieje się naprawdę, czy tylko mu się śni. Całkowicie koncentruje się na przestawianiu nóg i zupełnie bez zastanowienia idzie w ślad za tą kozicą.
Z każdym krokiem jednak przytomnieje, jakby odzyskiwał siły. Gdy dochodzą na parking jest już na tyle świadomy, że o dziwo pamięta, aby wypisać się w notesie. Osobliwy chłopak pomaga alpace wskoczyć na pakę pickupa i uruchamia silnik. Krzysiek podchodzi do niego podaje mu rękę i mówi jedno jedyne słowo:
-Dziękuję!
Wyciąga z kieszeni plecaka kluczyki do samochodu Kamy i ostrożnie, w ślad za niebieskim pojazdem zjeżdża do asfaltowej szosy.
Gdy stają na parkingu przed pensjonatem, po schodach zbiega Kama, a na tarasie stoją pani Barbara z mężem. Dziewczyna z wyraźną ulgą woła:
– Boże, jak dobrze, że już wróciłeś!
Wchodzą po schodach do kuchni. Pani Barbara stawia przed nim kubek gorącej herbaty i talerz z parującą zupą.
Kamila uzmysławia sobie, że przecież nie podziękowała Antonowi. Szybko wychodzi na taras, ale na zajeździe nie ma już niebieskiego samochodu. Tylko na murku przy schodach leży barwny pokrowiec.
Krzysiek niewiele mówi, jest skonany. Bierze butelkę wody i idzie do swojego pokoju na piętrze. Kiedy zdejmuje spodnie, z ich kieszeni ze stukotem wypada na podłogę kryształ. Bierze go do ręki, mocno ściska w dłoni i odkłada na stolik obok łóżka.
Udo jest poranione i całe fioletowo sine.
Wysyła sms-a do ojca:
– U mnie wszystko w porządku. Wracam jutro.
Po gorącym prysznicu pada na łóżko i natychmiast zasypia kamiennym snem.
Następnego dnia Kamila siedzi w kuchni z panią Barbarą z kubkiem kawy w dłoniach, rozmawiają o wydarzeniach dnia poprzedniego i nie mogą doczekać się kiedy Krzysiek zejdzie na dół.
Kama zaglądała już do jego pokoju, ale gdy usłyszała, jak spokojnie pochrapuje, wycofała się dyskretnie. Nie potrafi sobie znaleźć miejsca. Wychodzi na taras, siada w saloniku, idzie i wraca z pokoju, usiłuje przeglądać pocztę i… czeka.
Krzysztof pojawia się w drzwiach kuchni dopiero koło południa, a w ślad za nim wchodzi także mąż pani Barbary.
– Jestem głodny jak wilk – mówi Krzysiek.
Pani Barbara robi mu jajecznicę, a kiedy on wcina ją z wilczym apetytem, Kama nie wytrzymuje i mówi:
– Opowiedz nam wreszcie co się z tobą działo.
Autor: Janka Dąbrowska