Magia kryształu – Rozdział 27

Rozdział 27

Dla Krzyśka zaczął się czas intensywnego planowania i organizacji kolejnej wyprawy. Uznał, że być może to pierwsza z tych, które będzie prowadzić w stylu komercyjnym. Postanowił, że wystąpi z projektem umowy określającej zakres jego obowiązków i odpowiedzialności, a także wysokość wynagrodzenia. Ma nadzieję, że w jej napisaniu pomoże mu Kamila, która między innymi tym zajmuje się w firmie Piezoelectronic i ma w tym zakresie duże doświadczenie.
Nawiązuje korespondencję z pracownikami Instytutu Paleontologii, a głównie z Piotrem.
Nie idzie mu łatwo. Młody, pewny siebie człowiek jest zarozumiały, a momentami wręcz arogancki. Wyprawa ma być sfinansowana głównie z jego grantu doktoranckiego z zakresu paleopatologii. Jego promotorem jest Docent – ten starszy, siwy człowiek, o którym wspominał Franciszek. Dla Piotra odkryte, łatwo dostępne kości starych zwierząt, na których mógłby badać zmiany chorobowe, stanowią znakomity, wymarzony wręcz materiał do pracy. Trudno się jednak z nim rozmawia, bo przyjmuje postawę „wszystko wiedzącego najlepiej”, krytykującego wszystkich poza sobą. Planowany jest wyjazd 3 osób: Piotra, Docenta i Sebastiana, kolejnego doktoranta.
Krzysztof opracowuje harmonogram wyprawy. Jego zadaniem będzie doprowadzenie uczestników do jeziora „Nie-wiadomo-co” powiązane z wyznaczeniem szlaku i pomoc w zorganizowaniu obozu w pobliżu „niedźwiedziej” groty. Przewiduje, że zajmie im to trzy do pięciu dni. Później badacze będą działać już samodzielnie i tak długo, jak uznają to za wskazane.

Przygotowuje listę niezbędnego sprzętu turystycznego, jakim powinni dysponować, a także orientacyjny spis żywności na ten okres. Wszystko to, a także sprzęt specjalistyczny będą musieli wynieść sami, w plecakach, ważne jest więc, żeby mieli to na uwadze i nie byli nadmiernie przeciążeni.

Podobny zestaw informacji przygotowuje dla Franciszka. Podczas kiedy naukowcy zajęci będą pracami w grocie, oni wyprawią się po szczątki Explorera. Uprzedza, że potrzebny będzie im duży, wytrzymały plastikowy szczelny wór, w który włożą zebrane kości, a także gumowe rękawice i maseczki jednorazowe do użycia w trakcie całej tej operacji.

Pamiętając, jak byli przemoczeni i przemarznięci ze Stachem po osiągnięciu wylotu jaskini do groty postanawia, że wydobycie Explorera trzeba przeprowadzić od góry i tak też wracać. Kupuje więc alpinistyczną linę i dwa przyrządy samozaciskowe do wychodzenia po linie. Dzięki temu będą mogli pokonać gładką ściankę, stanowiącą pułapkę i przeszkodę, która okazała się zgubna dla chłopaka i zwierząt.
Kamila, która śledzi z zainteresowaniem jego poczynania, przesyłając mu poprawiony i sprawdzony projekt umowy ze śmiechem stwierdza:
– Hej Krzysiek! Czyżbyś ty się przypadkiem nie przebranżawiał?
– Kto wie? Nigdy nic nie wiadomo! – odpowiada Krzysztof ze śmiechem.

Kompleksowo opracowany zestaw dokumentów Krzysiek przesyła do potencjalnych klientów.
Teraz musi poczekać na ich odpowiedź, ich uwagi i określenie terminu na kiedy mogą być gotowi.
Wykańcza inne prace i informatyczne zlecenia od Aleksa, mając nadzieję, że szef nie podrzuci mu akurat teraz nic pilnego do opracowania.

Tymczasem jesień objęła świat w swoje władztwo pogodną aurą, wybarwiając wzgórza ciepłymi barwami żółci, pomarańczy i czerwieni. W powietrzu snuły się nici babiego lata, a między płowymi trawami perliły się rozpięte sieci pajęczyn. Na ugorach i przecinkach leśnych ścieliły się łany fioletowo amarantowej wierzbówki. Przyroda pełna jeszcze letniej energii zdawała się mówić: dużo jeszcze może się wydarzyć, to jeszcze nie czas na spoczynek, a na działanie.
Tak też czuje się Krzysztof. Nie może doczekać się wiadomości w sprawie ekspedycji. Najchętniej już wyruszyłby przez leśne ostępy w kierunku jeziora „Nie-wiadomo-co”.
Jednak dopiero w połowie października sprawy zostają dopięte na ostatni guzik.
Krzysztof zadzwonił do Stacha i Antona z pytaniem czy nie zechcieliby dołączyć do wyprawy.
Niestety Stach nie chce opuścić zajęć w zespole szkół leśnych i drzewnych, gdzie pragnie zdobyć zawód wykwalifikowanego stolarza.

– Obiecaj mi tylko, że napiszesz do mnie, jak udało wam się wydobyć z tej nory tego straceńca. Jakiś pogrzeb mu chyba wyprawią? Chciałbym na nim być. Porządnie mnie wtedy nastraszył.

Anton z kolei mówi:
– Zacząłem pomagać Basi i Pawłowi w drobnych naprawach w ich domu, a poza tym przygotowuję komórkę na zimę dla alpaki. Basia proponuje nawet, żeby sprawić jej jakieś towarzystwo, żeby się nie nudziła.

– No i mam odpowiedź na pytanie Kamili – pomyślał Krzysiek.
– To szykuj od razu większą komórkę, bo tych alpak może zaraz zrobić się więcej – żartuje.
– No…. – Anton zawiesza głos, a po chwili:
– A co tam u Kamili i Doroty? – pyta.
– Coś mi się wydaje, że Dorota drepcze ci po głowie – uśmiecha się w myślach Krzysiek, ale mówi tylko:
– Przyjadą do nas na święta. Czuj już się zaproszony!

Wczesnym rankiem pakuje do swojego starego, terenowego forda cały ekwipunek przygotowany wcześniej leżący w rogu pokoju.
Czuje dreszczyk emocji towarzyszący mu zawsze przy większych wyzwaniach. Lubi to uczucie, oczekiwania na bieg wypadków, nie zawsze przewidywalnych, z którymi trzeba będzie się zmierzyć, reagując na nie na bieżąco, wymagające podejmowania nierzadko szybkich decyzji. Lubi kiedy rzeczy dzieją się naturalną koleją, a nie są wymuszane sztywnym trzymaniem się z góry ustalonych reguł.
Żegnany dobrym słowem ojca wyrusza na spotkanie nowej przygody.

Wieczorem parkuje przed domem Franka oznaczonym tabliczką „sołtys”. Nieopodal stoi spory solidny, murowany budynek, najwyraźniej rodzaj wiejskiej świetlicy. Jest teraz jasno oświetlony, a przed nim stoi furgonetka z logo instytut paleontologii. Dwóch młodych ludzi uwija się przy wypakowywaniu z niej bagaży.
W drzwiach domu pojawia się Franciszek, a tuż za nim jakiś wielki facet. Franciszek, który do mikrych nie należy wydaje się przy nim malutki.

– Witaj! Dobrze, że już jesteś! Nie mogliśmy się na ciebie doczekać! Poznaj Mariusza – sierżanta, zarządzającego posterunkiem policji, pod który podlega nasza wieś. Mariusz zdecydował się pójść z nami po Explorera, jak ty go nazywasz.
Krzysiek podaje rękę Frankowi, a potem sierżantowi.

– Proszę wybaczyć, ale jak powinienem się do pana zwracać? Panie sierżancie?
– E tam! Sierżant to ja na posterunku jestem i tak urzędowo! Mariusz jestem!

Po krótkiej swobodnej pogawędce przy herbacie w domu Franka przenoszą się do świetlicy, w której sołtys „zakwaterował” naukowców.
Jest to dobre miejsce, żeby zrobić rodzaj „odprawy” przed czekającym ich jutro wymarszem w góry.
Krzysztof możliwie zwięźle przedstawia wszystkim plan całego przedsięwzięcia. Dopiero teraz Franciszek wyjawia, prawdziwy cel jego i Mariusza udziału w tej ekspedycji. Paleontolodzy są na tyle zaskoczeni, że nie potrafią jeszcze na to zareagować. Krzysiek nie pozostawia im na to wiele czasu. Od razu przechodzi do szczegółów technicznych: jak najlepiej się na jutro spakować, jakie czekają ich trudności w trakcie drogi, o której zamierza wyruszyć, uprzedza, że nie muszą brać ze sobą wody, bo ta będzie prawie cały czas dostępna, czysta, ze strumienia wzdłuż którego będą podchodzić.

– To będzie cały dzień żmudnego podchodzenia do góry, więc pamiętajcie, żeby ograniczyć do minimum ciężar waszych plecaków. Zabierajcie tylko rzeczy naprawdę niezbędne, a przede wszystkim jedzenie. Będzie wam musiało go wystarczyć na te dni. Nowe zapasy trzeba będzie znowu wnieść.

Po przekazaniu tego co uznaje za istotne wycofuje się w kąt pomieszczenia, gdzie rozkłada swój materacyk i śpiwór. Ma teraz okazję, żeby dyskretnie przyjrzeć się wszystkim uczestnikom prowadzącym ożywioną rozmowę, komentującym jego informacje i słowa.
Przede wszystkim zwraca uwagę na starszego, wątłego człowieka, z zadziwiającą chmurą pierzastych, kręconych siwych włosów wokół głowy.
– Wygląda zupełnie jak Einstein – myśli sobie.
Wszyscy zwracają się do niego per Docent. Wokół jego wyblakłych, wodnistych oczu, układająca się wachlarzowo sieć zmarszczek budzi skojarzenia ze starym egzotycznym mędrcem. Porusza się wolno, utykając wyraźnie na prawą nogę. Przez to, iż budzi respekt, wydaje się być osamotniony w tej gromadzie.
Kontrapunktem w stosunku do niego są dwaj bardzo młodzi mężczyźni. Jeden jest zupełnie łysy, choć na czaszce zarysowany jest ciemny obrys zgolonych włosów. Ostre rysy twarzy, wąska linia, mocno zaciśniętych ust, nieco kanciaste ruchy, nerwowo wydawane koledze dyspozycje wskazują, że jest osobą zdecydowaną, pewną siebie i lubiącą przewodzić.
Krzysiek uznaje, że to z pewnością jest Piotr.
– Nie będzie łatwo znaleźć równowagę miedzy tymi dwoma!
Z tą myślą wsuwa się do śpiwora, odwraca twarzą do ściany i usiłuje zasnąć.
W pomieszczeniu długo jeszcze trwa krzątanina, ale ostatecznie światła gasną.

 

Autor: Janka Dąbrowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *