Rozdział 21
Lato wybucha upalnymi długimi dniami, nieskorymi do ustępowania zmierzchowi i nocy. Niosą one obietnicę radosnej beztroski wszystkiemu co żyje, spieszącego się wykorzystać każdą chwilę wolności i letniej energii słońca.
Krzysztof pracując coraz częściej wychodzi z laptopem na zewnątrz domu, zasiadając na werandzie utworzonej pod rozbudowanym przez ojca tarasem i prowadzącymi na niego schodami.
Przebudowa domu wypadła bardzo udanie. Nie tylko ożywiła domostwo bielą świeżego drewna, dodała mu nieco nowocześniejszego charakteru, ale przede wszystkim sprawiła, że stało się ono znacznie wygodniejsze i jakby większe. Krzysiek często korzysta teraz z bocznego wejścia. Na werandzie pod schodami siadają z ojcem, jedząc obiad czy popijając kawę i gawędząc.
Regularnie zaglądająca do nich teraz Elka gustownie urządziła to miejsce, ukwieciła je czerwonymi pelargoniami posadzonymi w glinianych garnkach. Zadbała też o ogródek, w którym równymi rządkami rosną różne warzywa, a kwiatowe rabatki cieszą oko kontrastowymi barwami.
Pewnego dnia, kiedy zastaje Krzyśka przy komputerze ponawia swoje pytanie o możliwość zakupienia uli w Internecie.
– Rozmawiałam z Marcinkiem. Nie ma nic przeciwko temu, żeby w osłoniętym kącie ogrodu stanęły dwa ule. Zapisałam się na kurs pszczelarstwa. Zobaczymy co z tego wyjdzie?
Krzysiek uśmiecha się do niej i w skrytości ducha myśli sobie:
– Oj! Ta kobieta rozrusza mojego ojczulka!
I bezwiednie jego myśli mkną w kierunku Kamy. Przypomina sobie ciepło jej rąk na swojej szyi, miękkość i smak jej warg przy pożegnaniu na parkingu po wyprawie nad jezioro. Nie potrafi nie przyznać się do tego, że tęskni za dziewczyną, która uczyniła jego życie barwniejszym i napełniła nową treścią.
Z myśli tych wyrywa go pulsujący sygnał telefonu. Ze zdumieniem stwierdza, że dzwoni właściciel „Rancza”. W typowy dla niego dość obcesowy, oschły sposób od razu przechodzi do sedna sprawy.
– Panie Krzysztofie. Coraz więcej dzieciaków do mnie przychodzi na plac zabaw, który urządziłem obok zagrody osła. Chcą też, żeby wozić je w oślim zaprzęgu. Ja marnie sobie z tym radzę, a poza tym nie mam na to czasu. Czy mógłby się pan skontaktować z tym magikiem od zwierząt? Może zatrudniłby się u mnie w letnim sezonie jako opiekun tego bydlęcia. A jak jeszcze dołączy do niego swoją alpakę, to interes będzie szedł pełną parą.
Krzysiek wspomina o tym w trakcie wieczornej rozmowy z Kamilą.
– Myślę, że to byłoby dobre dla tego chłopaka. Tylko czy da się on tak ujarzmić? – odpowiada ze śmiechem Kama i dodaje mimochodem:
– Zarezerwowałam na dwa tygodnie pokój w zajeździe „Pod Jeleniem” w połowie lipca. Przyjedziemy razem z Dorotą.
W jej głosie dźwięczy nutka niepewności, po czym zapada przedłużająca się chwila ciszy.
Krzysiek czuje się skonsternowany. Nie ma żadnych doświadczeń w opiece nad dziećmi ani nad ludźmi niepełnosprawnymi. Nie bardzo wie, jak powinien zareagować na taką wiadomość. Nie tylko nie wie co powinien powiedzieć, ale sam nie wie co o tym myśleć?
Po chwili jednak mówi:
– Sama wiesz najlepiej co dla twojej siostry będzie dobre.
Nie potrafi inaczej zareagować. Kamila jednak wyręcza go mówiąc:
– Jeżeli Dorcia nie będzie potrafiła się tam odszukać, to po prostu wrócimy wcześniej. Wiesz? Ona nie jest głęboko upośledzona. Choć ma 27 lat jest dziecinna i mało zaradna, ale według mnie i psychoterapeutów z niewielką pomocą spokojnie mogłaby samodzielnie funkcjonować. Sama w to jednak nie wierzy i czuje się zagubiona w otoczeniu. Być może ten wyjazd ją rozrusza i wydobędzie z niej nowe możliwości?
Kiedy po skończonej rozmowie Krzysiek wchodzi do kuchni, ojciec widząc zatroskaną twarz syna dyskretnie dopytuje co go gnębi, a on zwierza się ze swych wątpliwości.
– Krzysiek! Będzie dobrze! Przyroda i natura mają wielką moc i pomagają odzyskać równowagę. Sam wiesz najlepiej!
A jednak Krzysztof długo nie może zasnąć. Obraca się z boku na bok, jakby napływ nieoczekiwanych i zaskakujących wiadomości był zwiastunem istotnych zmian, które wkrótce mogą nastąpić.
Rozsłoneczniony poranek skutecznie rozwiewa jego nocne niepokoje. Na bosaka wychodzi na taras i spogląda na świeżą zieloność stoku naprzeciwko, na bzyczące owady i pikujące po nie jaskółki. Chłonie atmosferę budzącego się letniego dnia, na balustradzie siada niecierpliwa sikorka, a z dachu wprost na nią spuszcza się na cienkiej nitce pająk nieświadom niebezpieczeństwa.
Po śniadaniu Krzysiek wysyła smsa do Antona:
– Jak będziesz miał chwilę – zadzwoń!
I zabiera się do pracy. Rozpracowuje ostatnie zlecenie od Aleksa. Trochę go już te problemy nudzą, coraz częściej wydają się być sztampowe i mało ciekawe. Ma wrażenie jakby pracował na „taśmie” po której przesuwają się kolejne „internetowe stronice” do zaprogramowania. Praca pochłania go jednak na tyle, że wyrywa go z niej dopiero sygnał telefonu pozostawionego gdzieś na dole, a z nim uczucie głodu. Zbiega po schodach i udaje mu się jeszcze odebrać połączenie.
– Hej, to gdzie teraz masz zamiar mnie wyrwać? – ironicznie pyta Anton.
– Teraz to ty sam musisz zdecydować czy dać się wyrwać! – odpowiada ze śmiechem Krzysiek i przekazuje mu propozycję właściciela „Rancza”.
– Ciekawe? Zastanowię się nad tym. Podaj mi do niego telefon – mówi Anton.
Następne dni umykają jakby przyczajone w oczekiwaniu na wydarzenia. Wieczorami Krzysiek wyskakuje na krótkie spacery do lasu ciesząc się z jego bliskości i ciszy. Ciszy, w której wybrzmiewa jednak wiele dźwięków naturalnie wkomponowanych w otoczenie, niosących spokój i równowagę, o której wspominał ojciec.
Aż pewnego dnia na podwórko zajeżdża czerwona honda, z której energicznie wysiada roześmiana Kamila. Krzysiek zbiega po schodach, a ojciec staje w drzwiach na dole. Z samochodu wysiada też, z lekkim ociąganiem, druga dziewczyna i niepewnie staje za samochodem.
Kama wita się z mężczyznami podając im rękę, trochę sztywno, tak jakby miała świadomość, że jest obserwowana. Krzysiek jednak serdecznie otacza ją ramieniem i mówi:
– Przedstaw nam swoją siostrę.
Roześmiani podchodzą do Doroty. Jest nieco niższa od Kamili i nie taka szczupła. Na jej dziecinnej twarzy, o lekko skośnych oczach, tak charakterystycznych dla osób dotkniętych zespołem Downa pojawia się uśmiech i zainteresowanie. Brązowe włosy pobłyskujące rudymi pasmami zaplecione są w luźny warkocz.
Ojciec zaprasza do kuchni, gdzie siadają przy stole, na którym pojawiają się ciasteczka i zimny sok. Rozgadana Kamila snuje opowieść o tym, jak przebiegała im podróż, jak serdecznie przyjęła je Elka, jakie mają plany na najbliższe dni. Dorota milczy, ale ciekawie rozgląda się wokół.
Wychodzą przed dom, a tam dziewczyna wyraźnie się ożywia i rozpromienia na widok kota Burasa leniwie wygrzewającego się na słońcu pod ścianą. Podchodzi do niego i zaczyna drapać go po łebku, a on nie otwierając oczu, mrucząc nadstawia się łasy na taką pieszczotę. Po chwili jednak zeskakuje i ucieka. Doroty jednak to nie rozczarowuje, wyrusza na zwiedzanie ogródka i całego obejścia. Niepostrzeżenie dołącza do niej ojciec, spokojnie odpowiadając na wszelkie pytania, coś pokazuje i zagaduje.
Kamila z Krzyśkiem mają chwilę dla siebie. Początkowo oboje milczą, jakby wystarczała i cieszyła ich sama bliskość.
Wreszcie Krzysiek mówi:
– Chodź, zobaczysz jak ojciec przebudował dom. Zobaczysz, jak mieszkam na górce.
Kamila nigdy jeszcze nie gościła w ich domu. Ciekawa jest, jak Krzysiek zorganizował przestrzeń wokół siebie. Staje na środku pokoiku i wykrzykuje:
– Ale super fotel! Mogę go wypróbować?
W pewnej chwili sięga do kieszeni spodni i wyciąga z niej kryształ. Jednocześnie szybkim ruchem sięga do szyi i wydobywa spod bluzki wiszący na łańcuszku wisiorek z niewielkiego ułomka kryształu. Podchodzi do Krzyśka, spontanicznie się do niego przytula i mówi:
– Wróciliśmy!
Autor: Janka Dąbrowska