Rozdział 13
Aleks niecierpliwi się i popędza Krzysztofa, który porządnie musi nadgonić swoją informatyczną robotę, zaniedbaną w trakcie prac leśnych na wzgórzu. Wcześnie zapadający zmrok jest jego sprzymierzeńcem.
W godzinach rannych załatwia wszystkie niezbędne sprawy w miasteczku, po obiedzie zasiada przy komputerze i w skupieniu pracuje nierzadko do późnych godzin nocnych. Dzięki temu robota szybko się posuwa.
Na swojej mapie naniósł szlak „do modrzewia” i tak zaktualizowaną wydrukował u Rafała i Agi. Przy okazji dowiedział się, że jakiś czas temu, gościł u nich w zakładzie facet, który w trakcie podróży służbowej musiał wykonać ksero dokumentu. Przy okazji zauważył wydruki map Krzyśka. Bardzo się nimi zainteresował i poprosił o udostępnienie mu kontaktu do ich autora. Rafał podał mu adres mailowy Krzyśka.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – zapytał.
– Jasne, że nie. Dobrze, że nie podałeś mu numeru telefonu. Jak gościu będzie chciał, to napisze, a ja mogę odpowiedzieć lub nie. A nie wiesz o co mu chodziło?
– To facet z urzędu geodezji i kartografii. Przyjechał tu w sprawie zgłoszenia tej „działki kryształów” w urzędzie geologii i górnictwa. Chyba chcą tam wyznaczyć jakiś szlak turystyczny? Nie wypytywałem za bardzo.
– Ciekawe! – pomyślał Krzysiek.
Ojciec starannie uporządkował szopkę po bytności osła. Podłoże wysypał piaskiem i drobnym żwirem, poprawił pokrycie dachu i uszczelnił od środka ściany. Cała chatynka obłożona jest kawałkami gałęzi modrzewia pociętymi na polana.
Któregoś dnia przy śniadaniu ojciec zapytał Krzyśka:
– Nie pojechałbyś ze mną do tartaku w dole doliny? Chcę zamówić deski i belki na taras i zewnętrzne schody do twojego pokoju na górce. Teraz już może za późno na rozpoczęcie prac, ale niech trochę się wysezonują u nas w szopce.
Na zboczach doliny robi się coraz markotniej. Krajobraz przybiera barwy monochromatyczne, dominują odcienie szarości pogłębiające się w świetle późnych poranków i w zapadającym zmroku.
Pewnego dnia Krzysztof obudził się tuż przed świtem z poczuciem, że coś w przestrzeni się zmieniło. Wokół panowała zadziwiająca cisza, jakby świat wstrzymał oddech. Gdy wyjrzał przez okno zrozumiał.
Wszystko zostało przykryte puchową kołdrą śniegu, jeszcze lekko zszarzałą, jakby niedopraną. Znikły wszelkie inne barwy, pozostała tylko jednolita szarość powoli blaknąca, przechodząca w zadziwiająco czystą biel.
Wiedziony odruchem otworzył drzwi balkonowe i wyszedł na taras. Bosymi stopami pozostawiał ślady kojarzące mu się z odbiciami prastarych stworzeń, skamieniałych w gliniastym podłożu. Nie czuł zimna, śnieg zdawał się otulać i koić. Nagle pomiędzy drzewami na wzgórzu zaczęły przemykać proste, jak sztylety promienie bladego słońca, które rozpalały iskry na białych drobinkach lodu. Coraz więcej pojawiało się skrzących brylantowo pól układających się w długie pasma.
– Jak moja kryształowa żyła na „grzbiecie dinozaura” – pomyślał.
I zatęsknił! Wszedł do pokoju i zamknął w dłoni kryształ leżący obok laptopa. Przed oczami stanął mu uśmiech Kamy i jej przyjazna dłoń pozdrawiająca go podczas, gdy opuszczała się w dół zbocza.
– Ciekawe co też u niej teraz słychać?
Włączył komputer i szybko, póki się nie rozmyśli, napisał do niej parę słów:
– Hej, co tam u Ciebie? Działacie jakoś w sprawie kryształów?
Szybko zrobił „klik” i wskoczył ponownie do łóżka. Teraz dopiero poczuł, jak jest zmarznięty. Nie oczekiwał odpowiedzi, było jeszcze bardzo wcześnie.
Słyszał, jak ojciec na dole już się krząta, rozpala w kominku. W radosnym nastroju zbiegł na dół i zawołał:
– Tato! Mamy w domu jakieś sanki? Trzeba uczcić ten pierwszy w tym roku śnieg!
Ojciec śmieje się pełnym głosem.
– Krzysiek! Ty już duży chłopiec jesteś! – żartuje.
– No i co z tego! Pierwszy śnieg zawsze cieszy!
– W warsztacie pod ścianą stoją twoje sanki z dzieciństwa. Poukładałem na nich małe deszczułki, ale możesz je zwalić w kącie.
Krzysiek zjada szybko śniadanie, cieplej się ubiera i już brnie w śniegu pod górę po stoku. Tam z trudem usadawia się na przymałych sankach i zjeżdża pod samo ogrodzenie ich gospodarstwa. Obraca tak parę razy. Oblepiony śniegiem wywołuje ojca z domu.
– Ojciec! A może postawilibyśmy tam pod lasem jakieś korytko z sianem dla saren? Dużo tam ich śladów widziałem.
– Czemu nie? – odpowiada ojciec.
Wesołe okrzyki i śmiech od strony stoku powodują, że obaj odwracają się zdziwieni. A tam na sankach mknie dwoje dzieci.
– To synowie naszego sąsiada. Chyba zachęciłeś ich swoim przykładem.
Krzysiek wesoło macha do chłopaków, a oni mu tak samo odpowiadają.
Pobudzony ruchem, z płucami wypełnionymi chłodnym powietrzem, z kawą pod ręką siada w fotelu z laptopem na kolanach.
A tam znajduje list od Kamili:
„Cześć! Oj dużo się działo i dzieje! Nie bardzo wiem od czego zacząć? Może od zgłoszenia? Wyobraź sobie, że konkurencja też dokonała takiego zgłoszenia, podając przybliżoną lokalizację „działki”. Tylko dzięki temu, że my wskazaliśmy konkretne współrzędne geograficzne, które wyznaczyłam i zapisałam tam na miejscu, urząd uznał nasze pierwszeństwo w przyznaniu nam koncesji na eksploatację. Trochę nas to kosztowało! Pani Profesor na podstawie wyników wykonanych pomiarów i zdjęć określiła czystość tych kryształów i przydatność do celów przemysłowych. Zyski z ich sprzedaży pokryją nie tylko ten koszt, ale zapewnią nam dostatni byt na pewien czas. Kombinujemy też, jak można je wykorzystać w rozszerzonym zakresie, nie tylko w tym podstawowym dotychczasowej naszej działalności. A więc – rozwijamy się! Opracowujemy umowę koncesyjną, w której rzecz jasna będziesz uwzględniony, jako odkrywca. Skontaktuję się z tobą w tej sprawie na początku przyszłego roku. To trochę potrwa!
Zgłosił się też do nas urząd geodezji i kartografii, powiadomiony przez geodezyjny, bo chcą tam wyznaczyć rodzaj obszaru chronionego prawem – chyba taki rezerwat, do którego chcą poprowadzić znakowany szlak turystyczny. Oczywiście po tym, jak nasza firma pozyska już stamtąd istotny materiał. Nasi technicy przy współpracy z górnikami opracowują metodę, jak tego dokonać najmniej inwazyjnie dla kryształów i tego co po nich tam pozostanie. Myślę, że wyruszą tam najwcześniej wiosną. Przy okazji – chciałbyś brać w tym udział?
Robert – mąż pani Profesor wysłał swoje zdjęcie walczących niedźwiedzi do National Geographic na tegoroczny konkurs „Najlepsze zdjęcia zwierząt”. Rzeczywiście jest ono fantastyczne! Kto wie? Może zdobędzie jakąś nagrodę?
No więc sam widzisz – dzieje się niemało! A co u Ciebie?
Pozdrawiam
Kama”
– Cholera! Ja tu na sankach pomykam, a tam wrze! Może to i dobrze? – pomyślał.
A jednak ponownie poczuł w duszy ukłucie, znowu odezwały się w nim wyrzuty sumienia, jakby zdradził przyjaciela.
– Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nie chcę patrzeć na to, jak okaleczają to miejsce, pozbawiając je tego co do niego naturalnie przynależy – pomyślał.
List Kamy pozostawia bez odpowiedzi.
Jakby prawem serii, w skrzynce mailowej znajduje się też list z urzędu kartografii:
„Szanowny Panie,
W ślad za zgłoszeniem koncesyjnym dokonanym przez firmę Piezoelectronic jesteśmy zobowiązani do umiejscowienia miejsca wydobycia minerałów na mapach regionu. Planujemy też poprowadzenie tam szlaku turystycznego, który umożliwiłby społeczeństwu dostęp do niego. Jeżeli posiada Pan materiały, które mogłyby być w tym pomocne, chętnie je odkupimy.”
Pod oficjalnym pismem znajduje się dopisek od gościa, który najprawdopodobniej był w zakładzie „komputerowym” u Rafała.
„Bardzo chciałbym osobiście zamienić z Panem parę słów na temat wykonanych przez pana szczegółowych map rejonu. Będę wdzięczny za wskazanie możliwego terminu i miejsca naszego spotkania”.
Krzysiek po tej lekturze odnosi wrażenie, że czas znowu przyśpieszył.
Autor: Janka Dąbrowska