Australijski zwierzyniec

Czymś co niewątpliwie w istotny sposób odróżnia Australię od innych kontynentów jest jej niepowtarzalna fauna.
Kontynent od niepamiętnych czasów żyjący w izolacji zachował wiele zwierząt endemicznych, są też takie które zostały sprowadzone przez człowieka i tam się zadomowiły.
Nie zamierzam w sposób systematyczny przedstawiać żyjących tam gatunków, tym bardziej, że nasz pobyt był krótki, a i okoliczności naszej podróży nie sprzyjały spotkaniom ze zwierzętami w ich naturalnym środowisku. Takim kontaktom sprzyja bowiem przemieszczanie się w terenie pieszo lub w bardziej bezpośredni sposób niż obserwowanie okolicy poprzez szybę terenowego samochodu.
W takiej sytuacji najdogodniejszym sposobem zapoznania się z fauną występującą w kraju jest odwiedzenie różnych ogrodów przyrodniczych, których w Australii jest sporo. Nie mniej bliskie spotkania z różnymi przedstawicielami fauny też nam się trafiały i sądzę, że warto o tym wspomnieć i tę różnorodność pokazać.

Zwierzęciem najbardziej wszystkim kojarzącym się z Australią jest rzecz jasna kangur, którego sylwetka bardzo często wykorzystywana jest jako symbol tego kraju.

 

 

 

 

 

 

Wielu przedstawicieli tego gatunku: dużych i małych widzieliśmy w ogrodach zoologicznych,

 

 

ale też dane nam było pewną wieczorową porą spotkać je żerujące wśród nadmorskich traw.

 

 

 

Równie znanym i niezmiernie popularnym jest przesympatycznie wyglądający, łagodny miś koala. Te widzieliśmy tylko w ogrodach, w których dbano o nie z niezwykłą starannością, stwarzając im bardzo dogodne warunki bytowania.

 

 

Zwierzaki te ¼ doby objadają się liśćmi eukaliptusa stanowiącego ich główne pożywienie,

 

 

 

a resztę przesypiają zawieszone, w najdziwniejszych pozach między rozwidleniem gałęzi.

 

 

 

 

Zdarzyło się, że psy dingo przebiegały akurat wzdłuż drogi, którą przemieszczaliśmy się w kierunku Uluru, w interiorze. Nie były zachwycone tym spotkaniem i szybko uciekały w bezpieczne dla nich zarośla.

 

 

 

 

W interiorze spotykaliśmy też spokojnie i swobodnie pasące się wielbłądy i konie, które sprawiały wrażenie żyjących dziko i bezpańsko.

 

 

 

Wombaty – wyglądające jak misio – świnki są bardzo częstymi ofiarami na drodze. O dziwo wielu z lokalnych mieszkańców uważało, że rozprzestrzeniły się w ich okolicy nadmiernie i nakłaniali do ich trzebienia, natomiast oficjalnie uważane są za gatunek zagrożony wyginięciem. Ta rozbieżność stanowisk była dla nas nierozstrzygniętą zagadką. [*]

 

Endemicznego dziobaka – gatunek ssaka składającego jaja udało nam się zobaczyć tylko w formie modelu przytwierdzonego do ściany „domku”, w którym gdzieś się ukrył nie bardzo mając ochotę nas oglądać.

 

Za to pająków różnej wielkości napotykaliśmy sporo.

 

 

Niektóre gady także niespecjalnie przejmowały się naszą bliskością.

 

 

 

 

 

 

Były takie, które z ulgą obserwowaliśmy tylko zza szyb w ogrodach, a inne z sympatią np. żabkę – australorzekotkę szmaragdową.

 

 

 

 

 

 

Za to bogactwo ptaków było ogromne.

 

Strusie emu spotkaliśmy w niewielkiej przydomowej zagrodzie.

 

 

 

 

 

 

Wszechobecne prawie były bajecznie kolorowe papugi, ale też takie ptaki, których nazwy znają tylko przyrodnicy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przyszpilone motyle wyglądały barwnie, ale … dość smętnie.

 

 

 

Gatunki wodne podziwialiśmy w fantastycznych rozmiarów oceanarich.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rekiny znacznie ciekawsze były za grubymi szybami, chociaż znajdowali się amatorzy do wspólnego z nimi pływania.

 

 

 

Jest to bardzo wybiórczy obraz fauny australijskiej, a jednak o tyle ciekawy, że mogłam te zwierzęta obserwować własnymi oczyma.

 

Autor tekstu i zdjęć: Janka Dąbrowska

[*] – No i proszę! Po latach zagadka została rozwiązana dzięki Krzyśkowi, który od lat mieszka w Australii. Pozwalam sobie przytoczyć jego wyjaśnienie:

„Zwierzątko, które opisujesz jako wombat, to wedle zdjęcia jest całkiem  pospolity w Australii Brushtail Possum.
Łazi w nocy po drzewach i zjada kwiaty i liście. Jak się dorwie do dobrze smakującego mu drzewa, jak np magnolia, to zje wszystko tylko suchy badyl zostawi.

Natomiast wombat żyje na ziemi i głównie kopie korzonki.

 

 

 

 

 

A to zdjęcia wombata przeze mnie zrobione.

 

 

 

 

Tutal brushtail possum jest native wiec one są z definicji pod ochroną.
Zostały one niebacznie sprowadzone do Nowej Zelandii w XIX wieku i jest ich tam teraz ponad 100 milionów.
Przeżerają się przez najpiękniejsze lasy w NZ niszcząc je do szczętu, a na dodatek podbierają z gniazd jaja ptakom.
I nie ma siły żeby je wytępić. ”

Dzięki Krzysiu!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *