Rozdział 34
Wyjeżdżają dość wcześnie poganiani przez ojca. Najkrótsze dni w roku, bez śniegu, szybko spowija szary mrok i tylko blask światełek zdobiących obejścia i pobłyskujących kolorowymi punktami na choinkach ustawionych w ogródkach i przy drodze sprawia, że świat nabiera barw.
Zajazd „Pod Jeleniem” jest rzęsiście oświetlony, a przed wejściem pyszni się świetlna figura jelenia naturalnej wielkości. Na parkingu stoi kilka samochodów, świadczących o tym, że parę gości postanowiło spędzić w nim święta. Krzysiek dostrzega wśród nich samochód Aleksa. Nie ma natomiast pickupa Antona.
– Zaparkuj blisko garażu, jeżeli możesz – prosi ojciec.
Główna sala zajazdu prezentuje się dostatnio i bardzo elegancko. Stoły z zastawą przygotowaną do wigilijnej wieczerzy czekają tylko, aż zapłoną na nich nastrojowe płomyki świec. Przy barze i w bocznych fotelach siedzi kilka osób, a wśród nich Aleks z córką.
Mężczyzna podnosi się na widok wchodzących Krzysztofa z ojcem, natomiast Alicja wygląda na onieśmieloną i nico zagubioną.
Krzysiek dostrzega, że szef bardzo zeszczuplał, a na skroniach wyraźnie srebrzą się siwe pasma.
Energicznie się z nimi wita, jest zdecydowany w ruchach, z pewnością typową dla ludzi znających swoją wartość. Gestem przywołuje do siebie córkę. Dziewczynka wygląda jak podlotek, jest bardzo urodziwa, atrakcyjna wręcz, choć sprawia wrażenie, jakby nie zdawała sobie z tego sprawy lub nie przykładała do tego wagi. Jasno blond, lekko falujące włosy spływają kaskadą na jej ramiona, szare oczy z ciemną oprawą emanują inteligencją, a lekko zadarty nosek dodaje jej wdzięku. Ubrana w ciemno zielony, aksamitny dopasowany żakiecik i czerwone obcisłe spodnie zwraca uwagę swą dziewczęcą szczupłą sylwetką.
Ojciec razem ze Stachem wychodzą przed zajazd, aby rozładować samochód, podczas gdy Krzysiek zaczyna konwersację z Aleksem. Przerywa ją dopiero pojawienie się w drzwiach Antona razem z panią Barbarą i jej mężem. Oboje są starannie i wykwintnie ubrani, choć nieco staroświecko. Zdają się jednak być przygnębieni i zatroskani. Anton natomiast jakby zmężniał i nabrał ogłady.
Do rozpoczęcia uroczystej wieczerzy wigilijnej pozostało jeszcze trochę czasu, ale coraz więcej osób zasiada na miejscach przy wyznaczonych dla nich stołach. Dwie młode dziewczyny z obsługi i Stach pod czujnym okiem Elki krzątają się przy szwedzkim stole donosząc brakujące dania i potrawy. Cicha, delikatna muzyka wybrzmiewająca w tle stanowi dopełnienie świątecznego klimatu.
Wkrótce w sali pojawiają się Kamila z Dorotą. Kamila ubrana w czerwoną, dopasowaną do jej figury sukienkę z dużym dekoltem, który zdobi zawieszony na szyi na srebrnym łańcuszku kryształowy wisiorek wygląda wspaniale. Zapatrzony w nią Krzysztof zapomina nawet przywitać się z kobietami.
Dorota jest ubrana bardzo podobnie do Alicji, z tą różnicą, że jej żakiet jest czarny. To przypadkowe podobieństwo zdaje się od razu zbliżać do siebie dwie dziewczyny. Dorota z typową dla niej dziecięcą otwartością woła:
– Zobacz! Mamy takie same spodnie! – z czego obie serdecznie się śmieją.
Od razu też zaczynają ze sobą rozmawiać i widać, że w miarę zawiązywania bliższej znajomości, tematów im nie brakuje. Najbardziej zaskoczony tą sytuacją jest Aleks, który dyskretnie dzieli się z Krzyśkiem uwagą:
– To niesłychane! Alicja jest w kontaktach nawet z rówieśnikami bardzo skryta i wycofana. A tu…gada i gada!
Pojawienie się w ich gronie Doroty rozpogadza też zachmurzone oblicze Pawła. Trochę sztywno, wspomagając się laską podchodzi do dziewcząt, przysłuchując się ich paplaninie.
W pewnej chwili pod roziskrzoną choinką staje Elżbieta i ucisza całe towarzystwo.
– Szanowni Państwo! Bardzo mi miło, że możemy wspólnie spędzić ten niezwykły, jedyny taki w roku, wieczór. Mam nadzieję, że dla nas wszystkich będzie on szczęśliwy i pełen radości. Przyjmijcie proszę najserdeczniejsze życzenia ode mnie i personelu. Przygotowaliśmy wszystko co najlepsze, zgodnie z tradycją i obyczajem. Myślę, że każdy znajdzie dla siebie coś, co będzie mu pasować najbardziej. Dla wygody wszystko jest dostępne na stołach pod ścianą, na wyciągnięcie ręki. Dziewczęta z obsługi wkrótce nas opuszczą i dołączą do swoich rodzin.
Zapraszam zatem do zapalenia świec na waszych stołach i zacznijmy świętować! Wszystkiego najlepszego.
Goście dziękują Elce oklaskami i sala zapełnia się gwarem życzeń składanych w kręgu najbliższych.
Elka z Marcinem jako pierwsi zasiadają przy obszernym okrągłym stole, w ślad za nimi pozostałe towarzystwo, a Krzysztof zapala świece na stole. Kiedy już wygodnie się rozlokowali Elka proponuje:
– Weźmy się teraz za ręce wypowiadając na głos życzenia. W ten sposób wszyscy odbierzemy i przekażemy życzenia od i do każdego.
W godzinie, gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazda, zaglądając w okna miasteczkowych domów zapewne dostrzec można ten sam rytualny i tradycyjny obraz wspólnot jednoczących się w ciepło oświetlonych izbach, przy stołach lub wokół przybranych zielonych drzewek. Czas na chwilę spowalnia, jakby w pragnieniu zatrzymania chwili, która umyka pozostawiając jednak na cały kolejny rok ślad w myślach i wspomnieniach.
Wieczór toczy się według ustalonego rytmu, jak taniec, którego kroki wszystkim są doskonale znane i którego nikt nie zamierza zmieniać i zaburzać.
Wkrótce kilkoro dzieci przy sąsiednich stolikach niespokojnie zaczyna kręcić się wokół rodziców dopytując kiedy przyjdzie Święty Mikołaj.
Jakby w odpowiedzi na ich niecierpliwość, wstaje Stach i gromadce siedzącej przy stole proponuje:
– Chciałbym zaprosić was do garażu. Chcę wam coś pokazać.
Towarzystwo rozleniwione sytością i poczuciem spełnienia z pewnym ociąganiem podnosi się z miejsc i podąża za chłopakiem bocznymi schodami prowadzącymi do piwnic i garażu.
Dorota z Alicją wchodzą tam za Stachem jako pierwsze. Nagle rozlega się stamtąd donośny, zabarwiony nutą rozczarowania głos Doroty:
– Anton! Ale to nie jest Frida!
Teraz już wszyscy chcą jak najszybciej przekonać się o czym ona mówi.
Furgonetka Elki zaparkowana jest na zewnątrz zajazdu, a w jednym z kątów garażu zainstalowana jest prowizoryczna, zrobiona z desek zagroda, z boku której umieszczone jest niewielkie korytko z sianem i stoi wiadro z wodą. Podłoga wysłana jest warstwą słomianej ściółki. Obok zagrody stoi niewielka, zabudowana przyczepka, podobna do tych, w których przewozi się konie.
Pośrodku boksu stoi brązowo-ruda alpaka i spogląda na zgromadzonych swoimi czarnymi zaniepokojonymi ślepiami. Anton wywołany przez Dorotę zbliża się powoli do zagrody, a wtedy pani Barbara nieśmiało i delikatnie ujmuje go za ramię i mówi:
– Wspominałam ci, że Frida potrzebuje towarzystwa. Alpaki to stadne zwierzęta. Zapytałam Stacha czy nie spróbowałby o to zadbać. No i jest!
Jej słowa uzupełnia od razu Stach:
– To było chyba najtrudniejsze powierzone mi zadanie. Nawet egzaminy do szkoły nie były tak stresujące. Nie miałem pojęcia, jak się do tego zabrać, ale poszperałem w Internecie, pomeilowałem, podzwoniłem i w końcu znalazł się hodowca, który zgodził się sprzedać dwuletnią alpakę. Ekspresowo poinstruował mnie o co powinienem zadbać, a nawet wypożyczył przyczepkę do jej transportu. Zgranie tego wszystkiego, aby zdążyć na czas nie było łatwe, ale…udało się!
Z twarzy Antona trudno wywnioskować reakcję na taki prezent, nie mniej z nieczęstą u niego wylewnością ujmuje dłoń pani Barbary i mówi jedynie:
– Bardzo dziękuję!
A następnie to samo czyni z Pawłem, Stacha zaś poklepuje przyjaźnie po plecach.
Dorota klaszcze w dłonie i woła:
– Anton! To niedługo będą małe Fridki!
Zamierza podejść do zwierzęcia, ale Anton skutecznie ją powstrzymuje przytrzymując za rękę:
– Poczekaj, daj jej czas. Poza tym to jest ona, nie on.
Zawstydzona Dorota posłusznie się wycofuje i z ufnością przytula do niego, obejmując go w pasie.
W garażu jest chłodno, więc wszyscy zamierzają już wrócić do ciepłej sali, a wtedy Ojciec mówi:
– Elu, a czy nie wiesz przypadkiem co to za pakunki, które stoją obok tej przyczepki?
Wszyscy zaaferowani widokiem alpaki, nie zwrócili nawet na nie uwagi.
– Marcinko! To dla mnie?
– No przecież stoją w TWOIM garażu!
Ela niecierpliwie szarpie tekturę opakowania, która jednak łatwo się nie poddaje. Ojciec podaje jej scyzoryk wyjęty z kieszeni spodni.
– Tylko nie zrób sobie krzywdy – dodaje.
W końcu spod przeciętej powłoki wyłania się obraz wygładzonego drewnianego lica jakiegoś mebla.
-Marcinko! Naprawdę dla mnie to zrobiłeś? – wzdycha Elka.
Niebawem oczom wszystkich ukazują się w całej okazałości dwa stołki barowe kunsztownie wykonane z fantazyjnie ukształtowanego pnia drzewa.
– Tato! To z tego modrzewia, który ściągnęliśmy z wierchu? – pyta Krzysiek.
– Sam podpowiadałeś mi co z niego mogę zrobić. No to zrobiłem! – odpowiada ojciec.
– Marcinko! Prawdziwy artysta z ciebie! – Elka zarzuca ręce na szyję tego artysty i głośno, gorąco całuje go w oba policzki.
– Panowie! Od razu zabieramy je na górę. Zobaczymy jak prezentują się przy barze.
Na dole pozostaje tylko Anton, który zaczyna zaprzyjaźniać się z koleżanką Fridy.
Z przyjemnością wchodzą do ciepłej, przytulnej sali. Obecni w niej goście z zainteresowaniem obserwują, jak mężczyźni ustawiają meble przy barze.
Wyglądają imponująco, świetnie wkomponowując się w ogólny wystrój tego miejsca. Rozlegają się gromkie brawa, a za chwilę pojawiają się pytania:
A skąd? A za ile?
A zaraz potem: A kto? A jak? A z czego?
I tak raptem Ojciec znajduje się w centrum zainteresowania, czym zdaje się być mocno speszony.
Kamila, które zmarzła nieco w chłodnym garażu zrobiła sobie filiżankę gorącej herbaty, z którą wraca na swoje miejsce przy stole. Siadając spostrzegła przed sobą niewielkie drewniane pudełeczko leżące na jej talerzyku. Bezwiednie wzrokiem odszukuje Krzyśka, który lekko się do niej uśmiecha i bezgłośnie mówi:
– Otwórz!
Unosi wieczko, a tam na aksamitnej bordowej wyściółce leży obrączka artystycznie zwinięta z grubego miedzianego paska. W przyćmionym świetle jej miedziana barwa magicznie i przyzywająco przykuwa wzrok.
Krzysztof zbliża się do Kamili, ujmuje jej dłoń i ją całuje, a potem wsuwa obrączkę na serdeczny palec pytając:
– Podoba ci się? Będziesz chciała ją nosić?
Kama przygląda się chwilę swojej dłoni, po czym zarumieniona, mocno wzruszona odpowiada:
– Jest piękna! Ty jesteś piękny! I …TAK! TAK! TAK!
*****
Autor: Janka Dąbrowska