Rozdział 32
Budzi się w szarówce jesiennego poranka, w ciszy zakłócanej jedynie odgłosami starego, drewnianego domu: skrzypieniem belek, stukotem niedomkniętych ram okiennych, pojękiwaniem wiatru w poszyciu dachu. Wszystkie te dźwięki przenoszą go niepostrzeżenie w senną krainę, gdzie spotyka się z rozradowanym Explorerem w jego niewielkim, prymitywnym szałasiku, skąd razem wyruszają w góry. Niczym niepohamowana spontaniczność chłopaka zderza się jednak z obawą Krzyśka o brak jedzenia, sprzętu i bezpieczeństwa. Powoduje to, że zaczynają się kłócić.
Pogłos kroków ojca na dole i jego krzątania się w kuchni wyrywają Krzyśka ze snu. Z poczuciem ulgi zbiega na dół, a kubek aromatycznej, gorącej kawy przywraca go do rzeczywistości.
A ta licznymi smsami i wiadomościami w komórce nakazuje mu zaraz zasiąść przed laptopem. Tak upływają kolejne dni wypełnione monotonną pracą o ustalonym rytmie i przebiegające według nieodmiennego zdaje się harmonogramu.
W chwili odprężenia Krzysiek wysupłuje z chusteczki połyskującą drobinkę i wkleja ją w zagłębienie w krysztale. Jest tam prawie niezauważalna, wygląda jak jedna ze skier rzucanych przez rozświetlony słońcem kryształ.
Dni spędzone przy komputerze, jedynie z krótkimi przerwami na wyjazdy do miasteczka po bieżące zakupy, choć minęły szybko, to bezruch dał się Krzyśkowi we znaki. Nic więc dziwnego, że w sobotni ranek, mimo nie najlepszej pogody z przyjemnością wyrywa się z domu do lasu. Nie zniechęca go szarość chmur przeganianych wiatrem po niebie zwiastujących deszcz.
Tym razem wspina się wprost po stoku, którym tak wesoło zjeżdżało się zimą na sankach. Rzadko tam latem się zapuszczał, bo ten krajobraz towarzyszy mu stale, kiedy tylko wygląda przez okno ze swojego pokoju na górce. Wydaje mu się, że zna go na wylot i nic nowego, ekscytującego nie może go tam spotkać. Wkrótce zgrzany staje przy ustawionych tam zimą przez siebie i ojca prostych paśnikach dla saren. Stoją teraz puste, tylko wokół na ziemi walają się resztki zgniłego siana. Jednak dostrzega też sporo w miarę świeżych śladów. Przysiada na jednym z korytek i spogląda na rozciągające się w dole miasteczko. Lekko zamglone domki stoją cicho, pogrążone w ciszy, jakby zadumane swoim trwaniem wobec umykającego czasu.
– Nie ma co popadać w melancholię, ruszaj chłopie dalej, przed siebie!
Z tą myślą Krzysiek wchodzi między drzewa. Nie dane mu jednak było zagłębić się w gęstwinę lasu, gdy w pewnym momencie dobiega go cichy dziwny dźwięk. Skomlenie? Skowyt? Charkot? Niespokojnie rozgląda się wokoło próbując zlokalizować jego źródło. Po paru krokach dostrzega pod jednym z drzew smętną kupkę szarego futra. Kiedy nad nią staje z trudem unosi się pyszczek młodego wilka, niemiłosiernie wychudzonego i zupełnie wycieńczonego. Zakrwawiona, bezwładna tylna łapa tkwi uwięziona w drucianej, mocno zaciśniętej pętli umocowanej do drzewa.
– Co za skurwiel ustawił tu te wnyki? – myśli Krzysztof.
– Biedaku! Chyba tylko ostatnie deszcze uratowały cię przed niechybną śmiercią.
Młody wilk, najwyraźniej z tegorocznego miotu, jest tak słaby, że Krzysiek bez najmniejszej obawy przyklęka przy nim i rozluźnia stalową pętlę, oswobadzając nogę zwierzęcia. Nie ma wątpliwości, że bez jego pomocy zwierzak nie przetrwa. Drucianą pętlę ciasno owija wokół drzewa, tak, żeby nie stanowiła już niebezpieczeństwa dla kolejnych ofiar. Później ją usunie, a teraz przede wszystkim trzeba zająć się rannym.
Nie bardzo ma pomysł, jak przetransportować go do domu. Po chwili jednak znajduje sporą, mocną, prostą gałąź. Zdejmuje i rozkłada na ziemi swój skafander, na nim umieszcza bezwładne ciało wilka, zapinając okrycie nad nim. W tak utworzony tunel wsuwa drąg. Mimo, iż wilczek jest młody i wychudzony całkiem sporo waży. Krzysiek przysiada i zarzuca sobie gałąź na ramiona i zaczyna schodzić po zboczu w kierunku domu. Niewygodny ładunek obija mu się o plecy, a kij wpija mu się boleśnie w ramiona. Kilka razy przysiada na pochyłości stoku, opierając ciężar na ziemi. Choć stara się być delikatny, to nie jest pewien czy ledwie żywe zwierzę to przetrzyma.
Mijając ogrodową furtkę głośno woła ojca, który zaniepokojony szybkim powrotem syna pojawia się w drzwiach.
Po chwili wahania i namysłu zanoszą wilczka do składziku, w którym kiedyś urzędował osioł podczas akcji zwożenia modrzewia. Gdy ojciec szykuje tam legowisko, Krzysiek małymi porcjami wlewa wodę w mordkę wilczka. Zwierzak niewiele z tego przełyka i wkrótce zapada w sen. Krzysiek przynosi z domu apteczkę i starannie ogląda uszkodzoną łapę. Skóra przecięta drutem odsłania pokrwawione mięśnie, a miejscami nawet nagie kości. Wygląda jednak na to, że nie jest złamana. Widocznie ból, jaką sprawiała zaciskająca się pętla spowodował, że wilczek został unieruchomiony ale nie szarpał się za mocno, co uchroniło go od połamania łapy.
– Przydałby się tutaj teraz Anton. On na pewno wiedziałby jak sobie z tym poradzić.
Sięga po telefon i wybiera numer do przyjaciela.
Krótko wyjaśnia mu problem i prosi o poradę: jak opatrzyć zwierzę, jak się nim opiekować i czym karmić? Najbliższy weterynarz jest dopiero w mieście za przełęczą, a zwierzę bezzwłocznie potrzebuje pomocy. Korzystając z intuicyjnych podpowiedzi Antona, czyści i dezynfekuje ranę, zamyka ją za pomocą chirurgicznego zszywacza i pozostawia wilczka w samotności na posłaniu ze starego koca. W zasięgu jego pyska ustawia płytką miskę z wodą.
Wkrótce wpada do nich Elka z obiadem, dodatkowo wezwana telefonicznie przez ojca zaaferowanego całą tą akcją ratowniczą.
– Przywiozłam też trochę mięsa mielonego. Wilki to chyba tylko mięso żrą? Porobimy z niego niewielkie kulki i spróbujemy tym go karmić.
– Świetny pomysł – chwali ją Krzysiek.
-Sam bym na to nie wpadł!
– Ojciec! Trzeba zadzwonić do gajowego i powiedzieć mu o tych wnykach. Może tego cholerstwa tam jest więcej? A poza tym niech zastanowi się kto mógł zrobić coś tak paskudnego.
– Masz rację! – odpowiada ojciec i bez zbędnych komentarzy wyciąga telefon.
Dokładnie określa miejsce, gdzie znaleziono wnyki.
Krzysiek z Elką przysłuchują się tej rozmowie. Zaskoczony i poruszony wiadomością gajowy obiecuje, że wraz z paroma ludźmi zlustrują podległy im rewir.
Tymczasem zaczyna padać rzęsisty deszcz, wielkimi kroplami rozbryzguje ziemię na podwórzu i w ogrodzie. Zaczynają tworzyć się kałuże zasilane niewielkimi strumykami spływającymi z nierówności terenu.
– Ojciec! Czy tej komórki to nie zaleje? Zajrzę tam do tego delikwenta. Zobaczę co z nim.
Krzysztof wkłada kalosze i bierze parasol. Jego skafander jest utytłany ziemią i krwią zwierzęcia.
Uchyla nieznacznie drzwi do składziku, a deszcz skutecznie tłumi wszelkie inne odgłosy. Z zadowoleniem dostrzega, że wilczek leży wsparty na przednich łapach i chłepce wodę z miski. Po chwili zaczyna obwąchiwać swoją łapę, a potem ją wylizywać.
Krzysztof wraca do domu z mokrymi plecami i mówi:
– Elka! Robimy te mięsne kulki, bo coś mi się wydaje, że nasz wilk jest głodny jak wilk!
Wszyscy wybuchają śmiechem, z ulgą podtrzymującą nadzieję, że uda im się odratować młode zwierzę. Mięsne kąski układają na papierowej tacce wysmarowanej olejem.
Mimo deszczu Krzysiek zanosi je do komórki, dodatkowo biorąc ze sobą butelkę z wodą. Kiedy wolno i spokojnie wchodzi do środka wilczek uważnie go obserwuje kładąc po sobie uszy, marszczy nos ukazując białe kły. Krzysiek stara się na niego nie patrzeć, ale zbliża się na wyciągniecie ręki po czym układa na ziemi tackę z mięsem i ostrożnie podsuwa ją tak, aby znalazła się w zasięgu zwierzaka. Dolewa wody do pustej już miski. Wycofuje się powoli tyłem do drzwi, które za sobą zamyka na skobel.
Wieczorem, jak zwykle rozmawia z Kamą, dokładnie opowiadając o całym zdarzeniu.
Mocno poruszona i przejęta dziewczyna w pewnej chwili zaskakuje go pytaniem:
– A ty nie bałeś się, że on cię pogryzie? Albo, że w okolicy mogą być inne wilki?
– Coś ty! On ledwo zipał! Nie miał siły nawet głowy podnieść! A wilki w dzień mało aktywne są. Nie byłem pewien czy go żywego do domu doniosę.
Kamila natomiast informuje go, że napisała i wysłała już wniosek o grant na uruchomienie ośrodka rehabilitacyjnego opartego o zooterapię, do którego dołączyła biznesplan całego przedsięwzięcia.
– Biznesplan wysłałam wcześniej do pana Roberta z „Rancza”. Chciałam wiedzieć czy akceptuje mój pomysł i czy wynajmie nam pomieszczenia. Choć trudno się z nim rozmawia, to jest bardzo konkretny i przyjaźnie do nas nastawiony. Niewątpliwie węszy w tym dobry interes dla siebie. Nic dziwnego, bo ja też!
– Jak chcesz, to podeślij i do mnie ten projekt. Ciekaw jestem, jak to sobie obmyśliłaś.
Jestem pewien, że dostaniesz to dofinansowanie. Mogę zrobić super stronę internetową i zająć się jej obsługą informatyczną. Kto wie? Może stanie się to naszym wspólnym biznesem?
– To miłe co mówisz i bardzo będę wdzięczna za wszelkie uwagi i pomysły. Co dwie głowy, to nie jedna!
Przez cały następny dzień Krzysiek donosi swojemu podopiecznemu jedzenie i wodę, starając się możliwie ograniczyć przebywanie w jego towarzystwie. Nie zamyka też już za sobą drzwi. Wilk to dzikie zwierzę, kochające wolność, żyjące w naturze i powinno do niej wrócić, kiedy tylko będzie chciało.
Zerkając na wilka zauważa jaki jest piękny. Łapa zdaje się goić w oczach, futro już po jednym dniu nabrało sprężystości i połysku. Nie jest pewny, ale wygląda na to, że zwierzak już wstaje i obwąchuje swoje nowe lokum.
– Coś mi się wydaje, że ty długo u nas nie zagościsz! – myśli sobie Krzysiek.
W następnych dniach mięso mielone zostało zastąpione skrawkami surowej wołowiny, a ślady łap widoczne były wokół składziku i na podwórku.
Pewnego dnia, kiedy Krzysztof pracował do późna, usłyszał raptem dobiegające z zewnątrz żałosne, przeciągłe wycie.
– Tęsknisz za swoimi. Ciekawe tylko czy cię tam z powrotem przyjmą?
Jakby w odpowiedzi na to pytanie usłyszał dobiegający gdzieś z wierchów cichy wilczy odzew.
Zadzwonił do nich gajowy z wiadomością, że w okolicy znaleziono jeszcze trzy zastawione wnyki. Wszystkie zostały usunięte. W jednych pozostały wyraźne ślady, że coś poniosło w nich straszną śmierć. Najprawdopodobniej lis, bo drut oblepiony był kępkami rudego futra.
– Wystąpiłem do nadleśnictwa z prośbą o dostarczenie kilku foto kamer, które rozlokujemy w okolicy. Wywiesiłem też ogłoszenia o monitorowaniu obszarów leśnych i karach, które grożą za kłusownictwo. Mam nadzieję, że to poskutkuje, ale będziemy co pewien czas sprawdzać teren pod tym kątem. To coś nowego i bardzo niepokojącego w tej okolicy.
Rankiem, w tydzień po pojawieniu się wilczka w obejściu, Krzysiek wchodzi do komórki z porcją mięsiwa, ale zastaje ją pustą.
– A więc już wróciłeś do siebie. Niech ci się dobrze wiedzie! Kto wie? Może jeszcze się spotkamy? – pomyślał sobie.
Polubił nieufnego, srebrzystoszarego, charakternego wilka.
Autor: Janka Dąbrowska