Magia kryształu – Rozdział 23 +24

Rozdział 23

W drodze powrotnej w samochodzie wszyscy milczą. Każde z nich pogrążone jest w myślach. Wracają na tyle późno, że dziewczyny zostają w zajeździe.

Krzysiek w domu pobieżnie opowiada ojcu o wydarzeniach dnia i ucieka do siebie na górkę. W głowie kiełkuje mu pewien plan. Do końca urlopu Kamy pozostały cztery dni.
Rano dopiero koło dziesiątej budzi go sygnał smsa. Ze zdumieniem stwierdza, że to od Antona:

– Przyjedziecie?
– Dziś nie damy rady. Jutro – odpisuje.

Przy śniadaniu dokładniej relacjonuje ojcu wydarzenia dnia wczorajszego. Około południa dzwoni do niego Kama:

– Dorota cały czas dopytuje czy pojedziemy do Antona, Fridy i Freda. Jeżeli jeszcze mamy tam się kiedyś wybrać, to powinnam jej kupić jakieś ciuchy bardziej odpowiednie do pracy przy zwierzętach.
Po czym ze śmiechem dodaje jeszcze:
– No i żeby pasowała wyglądem do Antona!
Krzysiek śmieje się w głos:
– Wyobraź sobie, że Anton też dopytywał dziś czy przyjedziemy. Jak myślisz? Kogo bardziej miał na myśli? Nas czy Dorotę? Jak już załatwicie te sprawunki, wpadajcie do nas. Może na obiad, razem z Elką?

Tymczasem zasiada do laptopa i wysyła do Aleksa ukończoną część pracy. Uprzedza, że na kolejne 4 dni weźmie wolne. Resztę pracy nadgoni potem.
Późnym popołudniem wszyscy zasiadają do przywiezionego przez Elkę obiadu, w trakcie którego Dorota cały czas peroruje o pobycie w stadninie.
Przy kawie Elka informuje, że jutro rozpoczyna praktyczną część pszczelarskiego kursu i raptem zwraca się do ojca z pytaniem:

– Marcinko! A może pojechałbyś ze mną na te kilka dni? Tam w tym ośrodku trwają teraz targi rzemiosła. Mógłbyś wystawić swoje meblarskie cudeńka. Wynajęłam pokój w motelu prowadzonym przez mojego kuzyna.

Ojciec zawstydzony i speszony tak bezpośrednią i jawną propozycją spogląda niepewnie na syna, jakby u niego szukał pomocy w udzieleniu odpowiedzi. A Krzysiek szeroko się uśmiecha, mruga do niego i mówi:

– Dobrze się składa, bo my może zamieszkamy parę dni w Pensjonacie pod Paprociami. Rozmawiałem z panią Barbarą. Wynajmie nam dwa pokoje. Dorota miałaby bliżej do „Rancza”, a ja z Kamą moglibyśmy pochodzić po tamtejszych górach.

Mówiąc to spogląda na zaskoczoną Kamę, która bez słowa, bezwiednie sięga ręką do kryształowego wisiorka i zaczyna się nim bawić.
Dorota nie bardzo jeszcze rozumie o co chodzi. W pokoju na moment zapada cisza. Przerywa ją ojciec, który wstając od stołu stwierdza:

– To ja może pójdę do warsztatu zobaczyć co mógłbym zabrać na te targi?
A Krzysiek w ślad za nim:
– To ja pójdę zebrać sprzęt wycieczkowy.
A Elka:
– To my tymczasem tu posprzątamy.
Po czym wszyscy wybuchają serdecznym niepohamowanym śmiechem.

Krzysztof otwiera oczy i zdaje sobie sprawę, że pora jest jeszcze wczesna. Obudziły go dobiegające z dołu odgłosy krzątania się ojca. W starym drewnianym domu, w nocnej lub porannej ciszy wszystkie, nawet drobne hałasy są wyśmienicie słyszalne. Nierzadko Krzysiek słyszy biegające po dachu wiewiórki, albo myszy harcujące pod podłogą lub przemykające wzdłuż ścian.
Nie bardzo chce mu się jeszcze wstawać, ale niepokoi go nieco zachowanie ojca. Nawet tutaj wyczuwa jego zdenerwowanie. Ubiera się zatem i schodzi na dół. Ojciec zaskoczony jest tak wczesnym jego pojawieniem się, wyraźnie unika jego wzroku, kręci się tu i tam, trochę bez ładu i składu. Krzysiek robi dwa kubki kawy i stawia je zapraszająco na stole.

– Tato, co jest? – pyta.
Ojciec zerka na niego z pochyloną głową.
– Synu. Wiesz, jak dawno temu zmarła matka?
Krzysiek zaczyna chyba rozumieć w czym jest problem.
– Ojciec! Teraz ja ci powiem – dobrze będzie! Jesteś jeszcze chłop na schwał, dasz radę!
Spoglądają na siebie porozumiewawczo i chwilę siedzą w milczeniu.

Poranek jest lekko zachmurzony. Warstwa chmur nie jest gruba i prześwitują przez nie skrawki błękitu. Po długim okresie bardzo dobrej pogody stanowi to pewną odmianę, przynosi ulgę od upalnych dni. Krzysiek z zadowoleniem myśli, że łatwiej będzie się wędrowało po górach.
Na podwórko wjeżdża furgonetka z Elką za kierownicą. Kobieta zamaszyście wchodzi do domu i od progu woła:

– Dzień dobry! Piękny dziś dzień! To co? Robimy śniadanko i się zbieramy Marcinko? O dziesiątej zaczynam zajęcia, nie chcę się spóźnić.
Krzysztof wstaje od stołu, podchodzi do niej i serdecznie poklepuje ją po plecach.

Gdy pomachał na pożegnanie odjeżdżającym w furgonetce, bez zbędnej już zwłoki zabrał się za pakowanie do samochodu zgromadzonego wczoraj sprzętu. Uzbierało się tego trochę, bo pomyślał też o Kamie. Podejrzewa, że dziewczyna może być nieprzygotowana na dłuższe górskie wycieczki. W końcu przyjechała tu w innym celu.

Posprzątał po śniadaniu i wychodząc z domu zaskoczyła go myśl, że powinien zamknąć dom na klucz. Świadomość stałej bytności ojca w tym domostwie była w nim tak głęboko zakorzeniona, że teraz trudno mu sobie wyobrazić , że zostanie ono opuszczone i puste. Uczucie to, jeszcze mocniej wybrzmiewa, kiedy zamyka bramę wjazdową na podwórko. Ma wrażenie, jakby po raz kolejny zamykał za sobą jakieś drzwi. Dopada go melancholia, z której nie może się otrząsnąć.

Dopiero widok dziewczyn stojących na parkingu poprawia mu humor. Szczególnie Dorota tym razem zwraca jego uwagę. Ubrana jest w granatowe obcisłe legginsy, uwydatniające jej obłe kształty, jasnoszarą lekką bluzę z kapturem, a upięty na głowie warkocz przewiązany jest granatowo-białą apaszką. Bardziej nawet niż zmiana stroju zwraca uwagę bijąca od dziewczyny radość i większa pewność siebie.
Za to Kama zdaje się być nieco przygaszona i zamyślona.

– Czyżby dopadło ją coś podobnego, jak mnie dziś rano? – pomyślał Krzysiek.
Szczególnie ciepło zatem wita się z Kamilą i wyruszają w kierunku przełęczy. Dziewczyny jadą przodem, a Krzysztof za nimi.
Kama parkuje na niewielkim parkingu na przełęczy i Krzysiek pomaga jej przerzucić bagaż do swojego samochodu. Honda będzie tu czekać na ich powrót, stąd bowiem dziewczyny wyruszą w drogę powrotną do miejskiego domu.
Kiedy zatrzymują się przed „Ranczem” Dorota mówi tylko „cześć”, otwiera drzwi i zamierza wysiąść. Niemiło zaskoczona Kama powstrzymuje ją ręką i mówi:

– Na pewno poradzisz sobie? Dzisiaj będziesz tu sama. Gdyby coś było nie tak, dzwoń, albo pisz sms-a. Przyjedziemy po ciebie o czwartej.
Przyciąga Dorotę do siebie i całując w policzek mówi:
– Pa!
Dorota wysiada i biegnie w kierunku domku, w którym mieszka teraz Anton.
Kama spogląda na Krzysztofa, a on dostrzega szklącą się w jej oczach wilgoć.
Przytula ją do siebie, mówiąc:
– Pozwól jej!

Zatrzymują się przed pensjonatem „Pod paprociami”. Wszystko zdaje się wyglądać tak, jak rok temu, a jednak nie potrafią pozbyć się wrażenia, jakby dom trochę zapadł się w sobie i przygarbił.
Na sygnał dzwonka wyzwolonego uniesieniem kołatki w drzwiach staje pani Barbara. Serdecznie się uśmiecha i zaprasza do środka:

– Jakże się cieszę, że znowu do nas zagościliście. Pokoje na piętrze są już przygotowane. Rozpakujcie się i schodźcie do kuchni. Tam chyba będzie sympatyczniej niż w saloniku?
W kuchni spotykają też męża pani Barbary. Przez rok bardzo się posunął, stał się jeszcze bardziej milczący, wręcz ponury, porusza się z jeszcze większym trudem.
– A gdzie Twoja siostra? Mieliście z nią przyjechać – pyta Kamę.

Wyjaśniają gdzie zgubili Dorotę. Pani Barbara opowiada im, jak była zaskoczona tym, że Anton podjął się sezonowej stabilnej pracy. Dopytuje, jak minął rok, co ciekawego wydarzyło się w ich życiu i jakie mają plany na najbliższe dni?
Kiedy Krzysiek wspomina o ojcowskiej przebudowie domu, starszy pan nieco się ożywia. Okazuje się, że wiele prac stolarskich w tym domu wykonywał kiedyś samodzielnie i bardzo to lubił. Po wypadku jego możliwości i siły zostały mocno ograniczone i musiał tego zaprzestać.

– A schody wejściowe i taras, aż proszą się o gruntowny remont, podobnie jak wiele innych rzeczy w domu – mówi.
Krzysiek obiecuje, że porozmawia z ojcem, może wraz ze Stachem pomogli by w przeprowadzeniu takich prac?
Wkrótce rozmowy się wyczerpują i Kama z Krzyśkiem idą do pokoju na piętrze.
Z przyjemnością zanurzają się w jego kojącej ciszy i odosobnieniu.
Zamierzają skorzystać w pełni z jego przytulności.

 

Rozdział 24

Przytomnieją, gdy w telefonie Kamy rozlega się sygnał przychodzącego smsa.

– Nie przyjeżdżajcie po mnie. Anton mnie podrzuci – pisze Dorota.Tym razem Kama szeroko się uśmiecha.

– To może jednak zaczniemy robić coś do jedzenia?
Doprowadzają się do porządku i schodzą do kuchni. Wkrótce pojawia się tam i pani Barbara.
– Mogę w czymś pomóc? – pyta.
Kamila powierza jej zrobienie sałatki.

Gdy rozlega się sygnał dzwonka, Krzysiek idzie otworzyć drzwi. Wraca z Dorotą i Antonem. W kuchni robi się tłoczno. Posiłek, co prawda może niezbyt wyszukany, jest już prawie gotowy, więc gromadnie rozsiadają się przy stole w saloniku, gdzie dołączają do nich właściciele pensjonaciku. Wszyscy są porządnie głodni. Dopóki talerze nie zostają opróżnione, przy stole panuje cisza. Dopiero przy kawie z ciastem, które wcześniej upiekła pani Barbara zaczynają rozmawiać. Ale rozmowa jakoś się nie klei. Widać, że Dorota jest bardzo zmęczona, Kama jakby nieobecna, a Anton do rozmownych nie należy. Tylko Krzysiek stara się podtrzymywać konwersację.

– Dorota, a może wybrałabyś się z nami jutro do chatki Antona, w której mieszkał, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz?
– Mieszkał tam razem z Fridą? – pyta Dorota.
– A daleko to jest?
– Spokojnie! To będzie raczej spacer niż wycieczka.
– To idę! – zgadza się.
Kama widząc, jak siostrze zaczynają się kleić oczy mówi:
– Dorcia, chodź! Pomogę ci się rozpakować.

Pani Barbara zaczyna opowiadać o tym, jak trudna była zima: śnieżna, mroźna i długotrwała.

– Coraz trudniej jest nam utrzymać dom. Brakuje nam już sił, a bardzo czujemy się z nim związani. Coś nam się wydaje, że będziemy musieli go jednak sprzedać i przeprowadzić się do miasta. Córka nie jest nim zainteresowana.
Spogląda na Antona i mówi:

– Anton, a może tę zimę spędziłbyś u nas? Wygospodaruje się też miejsce dla alpaki. Bardzo by nam przydała się twoja pomoc i obecność. Rozważ to proszę.

Reakcja Antona, jak zwykle, jest trudna do odgadnięcia. Stwierdza tylko:
– Dobrze!
Nie bardzo wiadomo czego ta odpowiedź dotyczy, ale nikt teraz tego nie docieka. Wszystko w swoim czasie się wyjaśni.
Wkrótce wszyscy się rozchodzą, a Anton zbiera się do powrotu w dół doliny.

Budzą się późno, a dzień zaczyna się leniwie. Tak jakby wszyscy potrzebowali czasu na wykonanie resetu.
Atmosfera przy śniadaniu jest zgoła różna od tej wczorajszej. Mąż pani Barbary z ożywieniem rozmawia z Dorotą. Wyraźnie ujmuje go jej bezpośredniość i nawet pytanie: „A co ci się stało w nogę? Czy bardzo cię boli?” nie peszy go i nie irytuje. Opowiada o wypadku i zaczyna się nawet uśmiechać w reakcji na jej dziecinie brzmiące uwagi i komentarze.
Pani Barbara przygląda się temu z radością, mrugając do Kamili.
A Dorota zasypuje go pytaniami, wszystkiego jest ciekawa:

– A dokąd prowadzą te drzwi? A co jest na górze? A macie kota, albo psa? A kto zrobił taką dzwoniącą kołatkę?
A on cierpliwie na wszystko odpowiada i wyjaśnia.

W końcu jednak wybierają się na zaplanowaną wczoraj krótką wycieczkę. Choć wcześniej Krzyśkowi wydawało się, że z Kamilą wyrwą się gdzieś dalej w góry, to teraz zrozumiał, że nie jest to dobry czas na taką eskapadę. Jutro dziewczyny wracają do domu, dobrze jest zatem ten ostatni dzień spędzić razem.
Pogoda nie jest idealna. Po niebie krążą chmury przysłaniające co i rusz słońce, a głęboko wcięta dolina jest mroczna. Jest jednak ciepło, a powietrze przesycone jest żywicznym zapachem górskiego boru. Zielone pióropusze paproci gęsto rosnących poniżej ganku wdzięcznie falują.
Wszystko to sprawia, że w miarę podchodzenia w górę asfaltową wąską drogą, czują jakby wypełniała ich nowa energia. Gdy dochodzą do miejsca, gdzie w bok odchodzi szutrowa droga dostrzegają, iż stoi teraz przy niej drewniany drogowskaz informujący – do „Kryształowego szlaku”.

– No proszę! To jednak wyznaczono nowy szlak! – mówi rozradowany Krzysztof.
Przy końcu asfaltowej drogi, na jej skraju nigdzie nie widać nawet śladu żadnego odejścia w bok. Wszędzie króluje gęsta zieloność leśnego poszycia. Krzysztof pamięta jednak mniej więcej, gdzie przebiegała kiedyś droga wyznaczona kołami samochodu. Toruje trasę poprzez wysokie chaszcze i zielsko. Za nim idzie Dorota, ciągle niepewnie oglądając się za siebie, jakby szukając wsparcia za podążającą za nią siostrą. Aż w końcu ukazuje się im chatka kryta omszałą drewnianą dachówką. Wygląda trochę, jak z bajki o Jasiu i Małgosi. Szyby w oknach są zszarzałe brudem i zakurzone, a wybieg alpaki porośnięty wysoką trawą.

– To tutaj mieszkał Anton? Naprawdę? – dopytuje Dorota.
Krzysztof kiwa głową i mówi:
– Cywilizacja potrafi być kusząca i trudno jej się oprzeć.
Przedzierają się jeszcze do płynącego za polaną potoku, gdzie na chwilkę przysiadają, po czym spokojnie wracają do pensjonatu.

Następnego dnia zatrzymują się koło „Rancza” i serdecznie żegnają się z Antonem. Kiedy Dorota obejmuje Fridę za szyję, słyszą, jak do niej szepcze:

– Nie martw się! Niedługo do ciebie wrócę!

Kama z Krzysztofem zostawiają ją na chwilę z Antonem. Widzą, jak dziewczyna przytula się także do niego, a on delikatnie gładzi ją po włosach.
Zatrzymują się na przełęczy, gdzie dziewczyny przesiadają się do hondy Kamy, rozpoczynając swój powrót do miasta.
Krzysztof mocno przytula Kamilę i całując ją mówi:

Wracajcie do nas szybko!

Gdy za kolejnym zakrętem znikła czerwona kropka oddalającego się pojazdu, stanął oparty plecami o samochód i popatrzył w dolinę rozciągającą się poniżej. Przypomniał sobie, jak rok temu stał tu w promieniach zachodzącego słońca, niepewny swoich wyborów, z uczuciem wewnętrznej pustki. Tyle się w tym czasie działo, a co najważniejsze jest pewien, że wiele jeszcze się wydarzy.

– Prawdą jest, że życie nie znosi pustki – pomyślał.
– Tylko trzeba wiedzieć czym ją wypełnić. Najlepiej tym czego się pragnie i lubi.

Wsiadł do forda i pojechał na spotkanie tego co dopiero będzie.

 

Autor: Janka Dąbrowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *