Magia kryształu – Rozdział 22

Rozdział 22

Lato ofiarowywało światu to co ma najlepszego: świetlistość słońca, ciepło i krótkotrwałe rzęsiste deszcze. Wszystko wokół kwitło, rozwijało się, szczebiotało i cieszyło pogodnym czasem.

Kamila z Dorotą zwiedzały miasteczko, które wyraźnie się ożywiło za sprawą przyjezdnych gości. Na rynku i w bocznych uliczkach otwierano małe kafejki, pojawiali się straganiarze z lokalnymi produktami i pamiątkami, a nawet grajkowie siedzący z boku i prezentujący swe piosenki i utwory.

Początkowo chodziły na krótkie spacery w okolicy, na tyle na ile pozwalała im kondycja nadszarpnięta przez tryby miejskiego życia. W sklepikach pojawiła się w sprzedaży niewielka papierowa mapka okolicy, a także prosta wersja umożliwiająca zainstalowanie jej w telefonie. Była to mapa opracowana przez Krzysztofa, którą sprzedał pod koniec roku klientowi z Urzędu Kartograficznego. Zarobił na tym niezłe pieniądze, które istotnie wspomogły przebudowę domu. Niewykluczone, że to za jej sprawą w lasach spotykało się więcej wędrujących ludzi, mimo że nie było tam jeszcze żadnych wyznaczonych i oznakowanych szlaków.

Dziewczyny kilka razy próbowały wybrać się gdzieś wyżej, ale spotykało się to z niechęcią Doroty. Takie wycieczki budziły w niej niepokój i wyraźnie nudziły. Zdecydowanie wolała atmosferę miasteczka, gdzie wszystko było przewidywalne i znane. Podobała jej się możliwość obcowania z ludźmi i obserwowanie spokojnie toczącego się wokół życia. Kamila z wielką chęcią wyrwałaby się gdzieś na dłuższą wycieczkę, ale czuła na sobie obowiązek opiekowania się siostrą.

Wieczorami wpadały do domu pod lasem, gdzie wszyscy razem zasiadali przy kolacji, wykonywali drobne prace domowe, albo po prostu rozmawiali na różne tematy. Ela z entuzjazmem opowiadała o niezwykłych zwyczajach i życiu pszczół. Dowiedziała się tego z materiałów przekazanych jej przez organizatorów kursu pszczelarskiego, na który zapisała się w Domu Rzemiosła w mieście za przełęczą. W ogrodzie stały już dwa niewielkie drewniane ule – niebieski i żółty, w oczekiwaniu na zasiedlenie ich pszczelimi rodzinami. Brakowało jej jeszcze tylko odbycia zajęć praktycznych, aby czuć się w pełni przygotowaną do sprawowania pieczy nad pszczołami. Z niecierpliwością wyglądała powrotu Stacha, któremu mogłaby na kilka dni powierzyć opiekę nad zajazdem „Pod Jeleniem”.
Chłopak pojechał do miasta na nizinach, w którym znajdują się duże zakłady stolarsko-meblarskie, a przy nich działa szkoła przygotowująca kadry do podjęcia pracy w zawodzie. Stach pracując u Elki i pomagając ojcu Krzyśka w stolarskich pracach budowlanych zarobił sobie na wpisowe i opłacenie pół roku czesnego. Musiał zdać odpowiednie egzaminy z wiedzy ogólnej, a także podstawowej na temat drewna np. jego rodzajów czy właściwości drewna konstrukcyjnego.

Kamila po raz kolejny snuje ulubioną przez Dorotę opowieść o wyprawie do jeziora ”Nie-wiadomo-co”. Przy okazji przypomina sobie, że może należałoby dowiedzieć się w Instytucie Paleontologii czy coś ruszyło się w sprawie dostarczonych przez nią kości zwierząt z odsłoniętej jaskini.

Wreszcie jednego wieczoru wpada do nich rozradowany Stach. Został przyjęty do szkoły, a nawet załatwił sobie miejsce w internacie.

– Zaczynam po wakacjach! Panie Marcinie! Teraz będę u pana czeladnikiem jak się patrzy! – mówi, po czym dodaje:
– A wiecie co? Wracając wpadłem do „Rancza”. Teraz to jeden z najpopularniejszych pensjonatów w mieście. Wszędzie wiszą reklamy zapraszające na konne wycieczki i przejażdżki wózkiem zaprzężonym w osła lub alpakę. Gdy tam zajrzałem, zastałem Antona! Ale panisko się z niego zrobiło! Panisko, jak panisko! Dalej jest dziwny, ale chyba to nawet przyciąga klientelę.

Krzysiek spogląda z uśmiechem na Kamilę, odpowiadając na pytanie czające się w jej oczach:
– A jednak dał się ujarzmić! A może jutro wybralibyśmy się tam do niego? Zobaczymy, jak sobie radzi? – rzuca pomysł.
Dorota klaszcze w ręce z radości i eksploduje serią pytań.

– A czy tam są kucyki? A co to jest alpaka? A ten osioł to duży jest? A będę mogła przejechać się takim wózkiem, albo pojeździć na kucyku?
Zaskakuje wszystkich tym entuzjazmem i wszyscy wybuchają śmiechem, a ona mówi:
– Kama! Wracajmy do nas. Musimy się przygotować.

Umawiają się na parkingu przed zajazdem, gdzie rano Krzysiek przyjedzie po nie fordem.

Kiedy następnego dnia wjeżdża na parking one już czekają. Zapowiada się upalny dzień. Dziewczyny ubrane są w lekkie bawełniane długie spodnie i barwne lekkie bluzki. Krzysiek z przyjemnością im się chwilę przygląda. Obie wyglądają bardzo wdzięcznie i pociągająco. Zdążyły się już opalić, pozbyły się miejskiego spięcia, a teraz są wyraźnie podekscytowane. Krótkie ciemne włosy Kamy tańczą wokół jej drobnej twarzy. Dorota podpięła swój warkocz z tyłu głowy.
Krzysztof wysiada z samochodu, wita się z nimi całując obie w policzek, a leżącą obok całkiem sporą torbę z wiktuałami na cały dzień ładuje do bagażnika, otwiera tylne drzwi i z szarmanckim gestem mówi:

– Zapraszam znamienite panie!

Zatrzymują się przed niewysokim, drewnianym ogrodzeniem parkuru usytuowanego obok dostatnio wyglądającego budynku zajazdu „Ranczo”. Na placu ustawionych jest kilka kolorowych drewnianych, niezbyt trudnych przeszkód. Obok znajduje się starannie ogrodzony plac zabaw ze zjeżdżalnią, karuzelą, huśtawkami i innymi przyrządami ku uciesze dzieci.
W głębi można dostrzec zabudowania stajni, przy których stoi wyróżniający się nowością domek campingowy.
Jest jeszcze stosunkowo wcześnie i tylko w stajniach widać jakąś krzątaninę. Za to tuż obok domku dostrzegają Antona, który wyczesuje zgrzebłem osła. Obok nich drepcze alpaka. Nieopodal stoi wózek, rodzaj kolorowo pomalowanej niewielkiej bryczki z dyszlem.
Krzysiek woła:
– Hej! Anton!

Chłopak przysłania ręką oczy i spogląda w ich kierunku. Nieśpiesznie wkłada osłu uprząż i powoli go prowadzi. Dopiero po pewnym czasie orientuje się, kto go woła. Przyśpiesza wtedy kroku i staje przy ogrodzeniu.

– Cześć! Nie spodziewałem się Was – mówi.
– Nic nie dałeś znać, a ja nie chciałem wypytywać – odpowiada Krzysztof i dyskretnie przygląda się chłopakowi.

Anton jest starannie ubrany w dopasowane granatowe bryczesy, szary kubrak z granatowymi wyłogami i długie czarne buty. Strój ten znakomicie komponuje się z jego jasnymi włosami i podkreśla jego intensywnie niebieskie oczy. Prezentuje się wyśmienicie. Stoi swobodnie i delikatnie gładzi osła po chrapach. Dorota wpatrzona jest w niego jak w obrazek.
Kiedy Anton zerka na dziewczynę, Kama wyjaśnia:

– A to moja siostra Dorota.
Anton nieznacznie się uśmiecha i mówi do Doroty:

– Możesz go pogłaskać. On to bardzo lubi.

Ona jednak wyraźnie nie ma na to ochoty. Widać, że się boi. Tymczasem z tyłu podchodzi alpaka, która zaczyna trącać Antona nosem, jakby była zazdrosna o to , że nie poświęca jej tyle uwagi co osłu. Ona także jest starannie wyczesana, a jej kędzierzawy beżowy łepek zdobią szelki czerwono błękitnej uprzęży. Na jej widok Dorota się rozpromienia. Trochę niezgrabnie, ale szybko przedostaje się pomiędzy drągami ogrodzenia i zanim ktokolwiek na to reaguje przytula się do szyi zwierzęcia, które zamiera w bezruchu.

– A jak ona ma na imię? – pyta Dorota.

Zaskakuje wszystkich tym pytaniem, a najbardziej chyba Antona. Na jego bez emocjonalnym zwykle obliczu pojawia się wyraz zakłopotania.
– Ona nie ma imienia – odpowiada po dobrej chwili.
– Ale jak to! Przecież musi się jakoś nazywać! To jest Frida! – stwierdza Dorota.
– A osioł? W takim razie osioł to będzie Fred! – dodaje.

Ujmuje alpakę za uprząż, pociągając ją lekko w kierunku domku i mówi do niej:
– Chodź! Pokażesz mi gdzie mieszkasz!

I tak Dorota zupełnie nieoczekiwanie wsiąkła i wpasowała się w rytm pracy stajni pensjonatu „Ranczo”. Doskonale dogaduje się z Antonem, co oznacza, że to ona głównie gada, a on tylko przytakuje lub zaprzecza, pokazując co i jak należy robić przy obsłudze zwierząt i ich zaprzęgu do wózka. Dziewczyna pomaga przy rozlokowywaniu dzieci w pojeździe, dbając aby pilnowały swojej kolejności, nie tłoczyły się i nadmiernie nie dokazywały. Nawet Fred już jej tak nie przeraża, choć powożenie nim pozostawia Antonowi. Kilka razy Kama z Krzysztofem obserwują, jak Anton i Dorota ramię w ramię prowadzą – on osła z wózkiem, a Dorota alpakę, dosiadaną przez jakieś dziecko.

– Niesamowite – wzdycha Kama.

Tymczasem oni, żeby nie tracić czasu, chcą wykupić lekcję jazdy konnej. Kiedy właściciel „Rancza” rozpoznaje Krzysztofa, zamienia z nim kilka słów i możliwość przejażdżki konnej dostają gratis.
I tak upływa cały dzień. Kiedy znikają ostatni klienci, a słońce pomarańczowieje czas wracać do domu.

– Ale jutro tu wrócimy? – dopytuje Dorota.

 

Autor: Janka Dąbrowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *