Rozdział 4
Położył kryształ na stole przed ojcem. Przy śniadaniu, z przejęciem, opowiada dokładnie o swojej wyprawie. Ojciec słucha uważnie, w skupieniu spoglądając na kryształ.
Kiedy Krzysiek skończył, zapytał:
– I co zamierzasz z tym zrobić?
Pytanie to zaskoczyło syna. W ogóle nie myślał o tym w ten sposób. Był skoncentrowany tylko na naturalnym pięknie tego znaleziska. Teraz się zastanowił:
– Rzeczywiście, może to być dla kogoś bardzo wartościowe i cenne.
– Nie mam pojęcia. Pomyślę o tym.
Zamierzał już wstać od stołu, gdy ojciec powiedział:
– A może poszedłbyś ze mną na chwilkę do warsztatu?
Krzysiek doskonale wie, że ojciec nie próżnował i teraz chce pokazać mu efekty swojej pracy. Wyszli na podwórko, a wtedy zauważył, że ogródek matki jakoś inaczej wygląda. Wszechobecne zielsko zostało usunięte, a czarny bez znowu został przyzwoicie przycięty. Ojciec uśmiechnął się nieśmiało widząc pytający wzrok syna:
– Ech, to Elka. Kiedy ciebie nie było nadal przynosiła mi obiady i stwierdziła, że z tym ogródkiem trzeba coś zrobić. Co będę kobiecie zabraniał?
Elka jest samotną kobietą. Jej niezależność i hardość w stosunku do mężczyzn nie sprzyjała utrzymaniu stałych związków. Od dawna prowadzi zajazd, co nie jest łatwe, ale jakoś sobie radzi.
Krzysiek serdecznie się roześmiał. Poklepał ojca po plecach z trochę kpiącym uśmiechem na twarzy.
– A tak przy okazji – dodał ojciec,
– Jeżeli tak wszystko potrafisz kupić w tym Internecie, to może kupiłbyś taki stołeczek do ogrodu, żeby nie musiała tego robić na kolanach?
Kiedy weszli do warsztatu Krzysiek aż przysiadł z wrażenia.
– Ojciec! To jest fantastyczne!
Na środku stał drewniany fotel. Siedzisko wykonane z pnia drzewa lipy, tak jak w zamierzchłych czasach robiono łódki dłubanki, idealnie wyprofilowane i wygładzone. Poręcze i nogi zrobione z fantazyjnie powyginanych gałęzi. Głęboki, ciepły miodowy kolor drewna wyglądał zapraszająco i przytulnie.
Krzysztof nie może wyjść z podziwu, krąży wokół mebla, głaszcze, dotyka, siada. Jego zachwyt powoduje, że ojciec aż pąsowieje z zadowolenia i nieco tym zawstydzony mówi:
– Ale wiesz co? On jest ciężki. Nie wiem, jak my go wtargamy do ciebie na górę?
– Tato! To istny majstersztyk! Cudo! Na pewno coś wymyślimy.
Faktycznie. Do jego pokoju na górce prowadzą dość wąskie i strome schody.
Idzie do swojego pokoju, włącza laptopa sprawdzając czy nie ma listu od Aleksa ze zleceniem nowej pracy. Całe szczęście nic takiego nie znajduje. Jest z tego zadowolony. Za bardzo jest zaabsorbowany kryształami i fotelem. Trudno byłoby mu się teraz skupić na pracy. Ma wrażenie, jakby życie gwałtownie przyśpieszyło.
Wracając, rozstawem ramion ustala szerokość schodów. Przymierza do fotela i mówi:
– Jak odłączymy od niego poręcze i nogi, to siedzisko na pasach powinno dać się wciągnąć na górę, a tam zmontujemy go na nowo.
Spędzają na tym całe popołudnie. Wymagało to kilku prób i sporo wysiłku, ale ostatecznie fotel stoi niczym tron w pokoju, świetnie się tam komponuje i urozmaica dość proste jego wyposażenie.
Krzysiek od razu lokuje się w nim z laptopem na kolanach. Może poczytać i poszukać informacji na temat kryształów kwarcu. Już pobieżna lektura uświadamia mu, że to cenny materiał jubilerski i przemysłowy.
Nagle przypomina sobie, że jakiś czas temu robił stronę internetową dla niewielkiej firmy produkującej przetworniki piezoelektryczne, w których wykorzystywano kwarc. Chwalili się, że potrafią profesjonalnie go ciąć, obrabiać, w odpowiednich płaszczyznach krystalizacji i pod odpowiednimi kątami.
Dokładnie nie pamięta, ale odszukuje stronę firmy Piezoelectronic, którą sam kiedyś opracował. Znajduje tam kontakt do kobiety – Kamili, z którą wtedy współpracował. Pamięta, że była wyjątkowo kompetentna, konkretna, dobrze się z nią dogadywał. Wysyła do niej list z załączonym zdjęciem kryształu:
– Jeżeli jesteście zainteresowani pozyskiwaniem takiego materiału, podaję kontakt.
Zamieszcza też numer swojego telefonu.
Jakież jest jego zdziwienie, kiedy prawie natychmiast dzwoni telefon.
– Tu Kamila z firmy Piezoelectronic. To bardzo interesujące co nam pan przesłał. Bardzo proszę o więcej szczegółów, ale proszę wysyłać je na zakodowany adres, który przekażę sms-em.
– Robi się ciekawie – pomyślał sobie.
Na podany adres wysyła zdjęcia kryształów i fragmentów żyły kwarcowej, które zrobił na „grzbiecie dinozaura”.
– To jest nadzwyczajne! Muszę skonsultować z panią Profesor, która jest naszym dyrektorem naukowym. Odezwę się, będziemy w kontakcie? – brzmi odpowiedź.
Krzyśkowi robi się trochę dziwnie i żal. Ma uczucie, jakby kogoś zdradził. Z drugiej strony to kryształowe miejsce i tak kiedyś pewnie zostanie odkryte przez przypadkowego wędrowca, a wtedy może zostać sprofanowane przez brutalne obtłuczenie szklanych igieł.
Rano znajduje w skrzynce mailowej list od Aleksa z informacją, że dogaduje właśnie umowę na pracę z nowym, poważnym zleceniodawcą.
Mglisty poranek nie poprawił Krzyśkowi samopoczucia. Snuje się po domu poirytowany, nie mogąc się na niczym skoncentrować. Nosi go. Ojca nie ma w domu, przeglądanie Internetu staje się nużące, a ciągłe sprawdzanie poczty wkurzające.
W końcu wsiada do samochodu i jedzie do miasteczka. Parkuje przed „jelenim” zajazdem. Rozmowa z pogodną, zawsze zadowoloną Elką poprawiła mu trochę humor. Przy okazji podziękował jej za troskę o ojca podczas jego nieobecności, uregulował rachunki.
Piechotą poszedł na jarmark, który odbywał się tego dnia na placu przed miejskim ratuszem.
Lokalni wytwórcy mieli okazję wystawić tu swoje wyroby. Przyjeżdżano tu nawet z całkiem odległych rejonów, mając nadzieję na zarobek, zdobycie szerszego grona klientów i zareklamowanie się.
Plac umownie został podzielony na sektory. W jednym stały stoiska, gdzie sprzedawano: miody, przetwory, sery, wędzonki, ciasta i różne wypieki, obok: owoce i warzywa. Pyszniły się kwietne, barwne bukiety i wianki. Gdzie indziej gościła ceramika i wyroby drewniane, jakieś malowidła i rzeźby. Tu Krzysztof spotkał ojca. Siedział na jednym z wykonanych przez siebie stołeczków, wśród innych, niewielu, za to arcydzieł stolarskich: półeczek, regalików i podstawek. Zamienił z nim kilka słów i dalej zaczął krążyć wśród straganów. Na dłużej zatrzymał się przy stoisku kobiety sprzedającej materiałowe pacynki, rękawice kuchenne, patchworkowe narzuty i kapy, a także tkane kilimy.
Szczególnie te ostatnie mu się podobały. Zaraz po przeprowadzce w te strony Krzysiek kupił u niej niewielki, utkany z barwnej wełny pokrowiec. Chował do niego powerbank, kiedy wybierał się na swoje dłuższe wędrówki. Nie obijał się wtedy w plecaku, a poza tym dzięki swej barwnej „skórze” łatwo było go znaleźć pozostawionego gdzieś przypadkowo w pokoju. Teraz nabył wykonaną podobną techniką niewielką poduszkę. Położy ją na swoim lipowym tronie.
Wiele osób zagaduje do niego. Okazuje się, że stał się tu rozpoznawalny i przyjęty jako „swojak”. Bezpośredni, choć nieco bierny z jego strony kontakt z ludźmi poprawia mu humor.
Wracając do samochodu wpada jeszcze do punktu komputerowego, w którym zaprzyjaźnił się już z Rafałem i Agą. Często drukuje u nich swoje mapy, a czasami też robi próbne wydruki niektórych prac wykonywanych dla Aleksa. Wymieniają się też uwagami na temat różnych gier i nowinek komputerowych.
Jadąc krętą, wąską drogą do domu usłyszał charakterystyczne sms-owe „plum” w smartfonie. Gdy tylko zaparkował przed drzwiami, niecierpliwie sprawdza – to wiadomość od szefa. Przesyła kolejne zlecenie do wykonania.
Od czasu kiedy Krzysztof wyprowadził się z miasta, korespondencja między nimi znacznie się zmieniła. Ich kontakt stał się mniej służbowy, nabrał bardziej towarzyskiego tonu. Sporadycznie nawet przewijały się uwagi dotyczące życia prywatnego każdego z nich.
Aleks jest tylko rok czy dwa starszy od Krzyśka. Pięć lat temu rozstał się z żoną, z którą pobrali się jeszcze na studiach. Ich prawdziwe, w pełni dorosłe życie, pozbawione studenckiej fantazji pokazało, jak bardzo mają różne oczekiwania co do niego, drogi ich codzienności zaczęły się rozmijać i rozchodzić. W końcu jedynym co ich łączyło była 12 letnia w tej chwili córka Alicja. Oni stali się sobie obojętni, jak dwie wypalone skorupy, które pragnęły, aby coś je wypełniło. Byli jednak pewni, że sami nie mogą tego spełnić. Bez żalów i pretensji rozstali się, dając sobie wolną rękę wyboru dalszej drogi życiowej. Alicja początkowo mocno przeżyła ich rozwód, ale gdy nieco podrosła zdawało się, że zaakceptowała ten fakt. Mieszkała z matką, ale bardzo chętnie wpadała do ojca, który uczył ją programowania, a poza tym pozwalał pograć, podsuwając gry rozwijające spostrzegawczość, refleks i fantazję.
Dziewczynka wykazywała nie tylko typowe dla dziecka zainteresowanie grami, ale potrafiła zaskoczyć Aleksa pytaniami:
– Tato, a jak to oni robią, że to tak szybko się zmienia? Jak robią te wszystkie rysunki?
Aleks zauważył istotną zmianę w podejściu Krzysztofa do życia, jego bardziej otwartą postawę. Zapragnął bliżej poznać przyczynę tej zmiany i już jakiś czas temu bez zbędnych ceregieli zapytał czy nie może odwiedzić go w nowym miejscu. Krzysiek nie był pewien czy to dobry pomysł, więc odwlekał z udzieleniem odpowiedzi.
Teraz z przyjemnością zasiadł przed laptopem i zaczął rozmyślać nad nowym, powierzonym mu zadaniem. Czas, który przed tym dłużył mu się i kleił, teraz raźno pomyka i tylko przybycie ojca i chłopaka z obiadem od Elki wyrywa go z transu pracy. Nawet kryształ leżący tuż obok dłoni manewrującej myszką go nie rozprasza, raczej napawa go otuchą i spokojem.
Dopiero późno wieczorem dostrzega nową wiadomość w skrzynce mailowej.
Kamila pisze:
„ Pani Profesor uznała pana znalezisko za wielce obiecujące. Pyta czy możliwe jest wykonanie wizji lokalnej, w trakcie której mogłaby dokonać sprawdzenia i specjalnych pomiarów w celu określenia czystości i braku skaz kryształów, a także określić najdogodniejszy, najmniej inwazyjny sposób ich pozyskania.
O ile udzieli nam pan swojej zgody, czy możemy liczyć na zorganizowanie takiej wyprawy z udziałem Pani Profesor, jej męża i moim? Będziemy wdzięczni za określenie terminu, konkretnego sprzętu turystycznego niezbędnego do odbycia tej wycieczki i przekazanie innych istotnych uwag w tej sprawie”.
Jakby dla osłodzenia tego oficjalnego tonu, wiadomość podpisana jest:
– Pozdrawiam, Kama.
– Jasny gwint! Jak to ogarnąć? – pomyślał.
W nocy przewraca się z boku na bok, a w głowie kłębią się myśli i plany. Zdaje sobie sprawę, że co innego jest wybrać się w góry samodzielnie, w pojedynkę, a co innego zabrać ze sobą grupę ludzi, za którą będzie odpowiedzialny. Nic o nich nie wie: w jakim są wieku? Jaką mają kondycję i turystyczne umiejętności? Czy da się „obrócić” w tę i z powrotem w jeden dzień? No i … kiedy to wszystko da się zorganizować?
To zupełnie nowe wyzwanie dla niego i raptem wpada mu do głowy pomysł, że to świetna okazja, aby połączyć to z wizytą Aleksa, który może stanowić dużą pomoc w trakcie wycieczki.
Myśl o Aleksie od razu pozwala mu określić termin planowanej wyprawy.
Najpierw musi skończyć zlecenie, a więc prawdopodobnie – kolejny weekend. To sensowne, bo wszyscy będą mieli czas na odpowiednie przygotowanie się do wyprawy. Jutro zadzwoni do Kamy i popyta o panią Profesor, zbierze trochę informacji na temat uczestników.
No i zapyta Aleksa czy będzie zainteresowany taką opcją odwiedzin?
Autor: Janka Dąbrowska