Od zawsze twierdziłam, że w górach drzemie tajemna moc nie tylko dająca poczucie wolności, ale potrafiąca w cudowny sposób jednoczyć ludzi.
W 1974 roku Klub Wysokogórski Warszawa zorganizował wyprawę w Karakorum (1) – góry wyzywająco wspinające się ku niebu, niepokorne i nieprzystępne, tak jak tylko góry być potrafią.
Za cel postawiono sobie zdobycie Shispare (7611 m n.p.m.), rysującej się na tle nieba niczym szklana góra, gdyż dostępu do niej bronią lodowce, jedne z największych na Ziemi.
Polsko-niemiecka ekspedycja zgromadziła w swoim składzie ludzi pochodzących zdawałoby się z różnych światów, których dzieliła wtedy być może już nie żelazna, ale kurtyna oddzielająca socjalistyczną widownię od kapitalistycznej sceny. Obie strony wniosły swój wkład na miarę swoich możliwości. Niemcy dostarczyli niezbędnych dewiz, z którymi w naszej rzeczywistości było wówczas bardzo krucho. Polacy natomiast zadbali o całą stronę organizacyjną i logistyczną wyprawy. Załatwili konieczne pozwolenia na zdobywanie góry, wypożyczono samochód star, którym powoził niezastąpiony kierowca złota rączka, zgromadzono sprzęt wysokogórski wzbogacony przez niemieckich uczestników o ten nowocześniejszy, a wreszcie skompletowano zaopatrzenie w żywność.
Pamiętam zasłyszaną wówczas opinię jednego z zagranicznych kolegów: „U was oficjalnie nic nie można, a w rzeczywistości wszystko da się załatwić, u nas często bywa całkiem odwrotnie”.
W wyprawie tej brał udział Mirek i w trakcie podróży dojazdowej, być może dlatego że najsprawniej posługiwał się językiem niemieckim, serdecznie zaprzyjaźnił się z Martinem. Rozmowy i dyskusje prowadzone w trakcie podróży szybko zaowocowały wygenerowaniem wspólnej, zmiksowanej bazy słownictwa, uzbrojonej w najpotrzebniejsze bądź najczęściej używane wyrazy np.: „abfarujemy” (ruszamy), „cuzamen do kupy” (razem panowie), sraczka, „kombiniren” (kombinujemy) i podobne.
Wymarzony szczyt został zdobyty, nie mniej góra zażądała ofiary. W szczelinie, przywalony śnieżno-lodową lawiną zginął Heinz.
Wspólne przeżycia i opowieści o tatrzańskich wspinaczkach rozbudziły ciekawość niemieckich kolegów na tyle, że wkrótce po wyprawie postanowili odwiedzić Polskę i nasze najwyższe góry.
Z prawdziwą przyjemnością gościliśmy ich u siebie i służyliśmy im za przewodników.
I tak bliżej poznałam Martina i Reinharda. Obaj wymykali się ze stereotypowego postrzegania Niemców obdarzonych takimi cechami jak: praktycyzm, zamiłowanie do porządku i rygorystycznie obowiązkowych.
Góry sprawiały im tak samo wiele frajdy co nam, czuliśmy się w swoim towarzystwie swobodnie i nawet trudności lingwistyczne specjalnie nam nie przeszkadzały.
Rzecz jasna niebawem udaliśmy się z rewizytą do Freudenstadt w Szwarcwaldzie, który oczarował nas swoją zielonością i pofałdowanymi formami. I choć z daleka, z poziomu dolin prezentował się on wówczas wspaniale, to zagłębiając się w lasy dostrzegalne były oznaki obumierania drzewostanu w wyniku kwaśnych deszczy czy z powodu innego zanieczyszczenia środowiska. Był to problem, z którego zaczęto dopiero zdawać sobie tam sprawę.
W tym czasie Reinhard osiedlił się w starym domu, którego fundamenty liczyły sobie ok. 600 lat, a sam dom ok.100. Postanowił go zaadoptować do potrzeb swojej rozrastającej się Rodziny, a jednocześnie przyłożyć się do odbudowy ekosystemu Szwarcwaldu.
Pamiętam wówczas jego siedlisko, z terenem wokół, które planował tak zagospodarować, aby stworzyć na nim warunki, najdogodniejsze dla zwierząt, przyciągające je tam do zamieszkania w całkowicie naturalny sposób. Wydawało mi się to wtedy mało realne, w świecie, który dążył do cywilizacyjnej wygody. Piętrzył się przed nim ogrom pracy związanej z remontem domu i budową warsztatu stolarsko-budowlanego, w którym mógłby realizować ideę tworzenia drewnianych mebli, a później budowy domów przez siebie zaprojektowanych z materiałów w pełni ekologicznych.
Nawet nie przypuszczałam wtedy, że los zwiąże mnie z tym rejonem jeszcze mocniej, własnymi więzami rodzinnymi.
I tak po wielu latach ponownie odwiedziliśmy Reinharda. Wyniki jego starań i pracy okazały się być imponujące i urzekły mnie tak nietypowym w obecnym świecie mocnym sprzężeniem z naturą i dbałością o właściwe wyważenie potrzeb współczesności z tradycją i lokalnym kolorytem.
Dom został mocno rozbudowany, zgodnie z potrzebami wielopokoleniowej rodziny, w oparciu o zręby solidnego belkowania gustownie komponującymi się z nowoczesnym wyposażeniem.
Rzecz jasna wszechobecne jest drewno układające się w ciekawe wzory, choćby na suficie czy w postaci „kosza” wyrzeźbionego z pnia.
Zachowane zostały wieloletnie mury wykonane ze szwarcwaldzkiego rudobrązowego piaskowca.
Występuje on także w domowych wnętrzach, płyty z tego kamienia są obecne w postaci podłóg, także wykorzystywane są w małej architekturze ogrodowej w swej naturalnej formie.
Przybysza witają drewniane, wiekowe drzwi osadzone w fasadzie wyłożonej typową dla tego regionu drewnianą „łuską”.
Wiele tu elementów nawiązujących do tradycji, ocieplających obraz i tworzących nieco magiczny nastrój.
Pozornie nic tu nie jest uporządkowane, panuje naturalny nieład, nie mniej całkowicie bezpieczny.
Teren na tyłach domu zasługuje bardziej na nazwę krajobrazu niż ogrodu.
Przepływa przez niego prawdziwy potok, w którym żyją pstrągi, a sezonowo pojawiają się bobry.
Na jeziorku zasilanym wodą z poprowadzonego z góry akweduktu od czasu do czasu lądują dzikie kaczki, które zdają się dobrze znać to miejsce.
Obok domu posadowiony jest garaż o zielonym, w norweskim stylu dachu. W pobliżu znajduje się szopa z ulami dla pszczół.
Uzupełnieniem tego siedliska jest stadko niecierpliwych, żywych jak srebro kóz.
Wszystko to sprawia, że każda żywa istota czuje się tu swobodnie bez poczucia podlegania jakimkolwiek rygorom. Tym bardziej, że Reinhard jak pogodny, cierpliwy i przyjazny troll potrafi zainteresować swymi opowieściami zarówno dzieci jak i dorosłych.
To prawdziwe, a nie jedynie odgrywające taką rolę, ekologiczne miejsce.
Choć w domu panuje luz, to w części warsztatowej spotkamy już niemiecką solidność, dokładność i fachowość.
Domy budowane w ramach rodzinnego biznesu odznaczają się mistrzowską znajomością fachu, są pomysłowo zaprojektowane i wykonane z należytą starannością służąc ich użytkownikom przez długie lata.
Zapewne dzięki takim ludziom Szwarcwald prawdziwie zachwyca obecnie bogatą dorodnością lasów zamieszkiwanych przez mnogość zwierzyny(2). Jego przyrodnicza forma została znakomicie odtworzona.
Oby tylko postępująca urbanizacja i zmiany klimatycznie tego nie zniweczyły! O to jednak muszą zadbać już następne pokolenia.
*****
(1) – https://lubimyczytac.pl/ksiazka/82135/shispare-gora-wysniona
(2) – http://jankadabrowska.pl/szwarcwald-w-oczach-przyjezdnego-auslandera/
Autor tekstu i zdjęć: Janka Dąbrowska
Zdjęcie tytułowe: https://pl.wikipedia.org/wiki/Shispare
************************************************************************
Wir wurden zusammengebracht von Shispare
Ich habe immer behauptet, dass den Bergen eine geheime Kraft innewohnt, die nicht nur ein Gefühl von Freiheit vermittelt, sondern die Menschen auf wundersame Weise zusammenbringen kann.
1974 organisierte der Warschauer Bergsteigerverein eine Expedition in den Karakorum (1) – Berge, die trotzig in den Himmel ragen, trotzig und unzugänglich, wie es nur Berge sein können.
Ziel war die Besteigung des Shispare (7611 m), der sich wie ein gläserner Berg gegen den Himmel abhebt, da der Zugang zu ihm von Gletschern geschützt wird, die zu den größten der Erde gehören.
Die polnisch-deutsche Expedition brachte Menschen aus scheinbar unterschiedlichen Welten zusammen, die damals vielleicht nicht mehr durch den eisernen Vorhang getrennt waren, der das sozialistische Publikum von der kapitalistischen Bühne trennte. Beide Seiten trugen nach bestem Wissen und Gewissen bei. Die Deutschen stellten die notwendigen Devisen zur Verfügung, die in unserer damaligen Realität sehr knapp waren. Die Polen hingegen kümmerten sich um die gesamte organisatorische und logistische Seite der Expedition. Sie kümmerten sich um die notwendigen Genehmigungen für die Besteigung des Berges, mieteten ein Sternfahrzeug mit einem unentbehrlichen Fahrer, sammelten die von den deutschen Teilnehmern mit modernerer Ausrüstung angereicherte alpine Ausrüstung und vervollständigten nicht zuletzt die Lebensmittelversorgung.
Ich erinnere mich an eine Meinung, die ich damals von einem ausländischen Kollegen hörte: „Bei euch kann man offiziell nichts machen, aber in Wirklichkeit lässt sich alles arrangieren, bei uns ist es oft genau umgekehrt”.
Mirek nahm an dieser Expedition teil und freundete sich, vielleicht weil er am besten Deutsch sprach, während der Hinreise mit Martin an. Die Gespräche und Diskussionen während der Reise führten bald zu einem gemeinsamen, gemischten Wortschatz, der mit den notwendigsten oder am häufigsten verwendeten Wörtern ausgestattet war, z.B.: „abfarujemy” (wir brechen auf), „cuzamen do kupy” (gemeinsam, meine Herren), sraczka, „kombiniren” (wir kombinieren) und ähnliches.
Der Traumgipfel war erobert, doch der Berg forderte auch ein Opfer. Heinz starb in einer Gletscherspalte, gefangen in einer Schnee- und Eislawine.
Die gemeinsamen Erlebnisse und Geschichten vom Klettern in der Tatra weckten die Neugier unserer deutschen Kollegen so sehr, dass sie beschlossen, Polen und unsere höchsten Berge bald nach der Expedition zu besuchen.
Es war uns eine große Freude, sie bei uns zu Hause zu beherbergen und ihnen als Führer zu dienen.
Und so lernte ich Martin und Reinhard näher kennen. Beide entglitten dem Klischeebild der Deutschen, die mit Eigenschaften wie praktisch, ordentlich und streng pflichtbewusst ausgestattet sind.
Sie genossen die Berge genauso wie wir, wir fühlten uns in der Gesellschaft des anderen wohl und selbst die sprachlichen Schwierigkeiten störten uns nicht sonderlich.
Natürlich besuchten wir bald Freudenstadt im Schwarzwald, der uns mit seinem Grün und seinen hügeligen Formen bezauberte. Und obwohl es aus der Ferne, von der damaligen Talebene aus, prächtig aussah, gab es bei tieferem Eindringen in den Wald Anzeichen von Baumsterben durch sauren Regen oder andere Umweltbelastungen. Dies war ein Problem, das man dort erst allmählich erkannte.
Zu dieser Zeit ließ sich Reinhard in einem alten Haus nieder, dessen Fundamente etwa 600 Jahre und das Haus selbst etwa 100 Jahre alt waren. Er beschloss, es den Bedürfnissen seiner wachsenden Familie anzupassen und gleichzeitig einen Beitrag zur Wiederherstellung des Ökosystems Schwarzwald zu leisten.
Ich erinnere mich an sein damaliges Habitat mit dem umgebenden Land, das er so entwickeln wollte, dass es für die Tiere möglichst günstige Bedingungen bietet und sie anlockt, dort auf ganz natürliche Weise zu leben. Das schien damals unrealistisch in einer Welt, die nach zivilisatorischem Komfort strebte. Vor ihm türmte sich ein riesiger Berg an Arbeit auf, um das Haus zu renovieren und eine Schreinerei und Bauwerkstatt zu errichten, in der er seiner Idee nachgehen konnte, Holzmöbel herzustellen und später selbst entworfene Häuser aus rein ökologischen Materialien zu bauen.
Damals ahnte ich noch nicht, dass mich das Schicksal durch meine eigenen familiären Bindungen noch stärker an diese Gegend binden würde.
Und so haben wir Reinhard nach vielen Jahren wieder besucht. Das Ergebnis seiner Bemühungen und seiner Arbeit war beeindruckend und hat mich in seinen Bann gezogen, so ungewöhnlich in der heutigen Welt, mit seiner starken Verbindung zur Natur und seiner Aufmerksamkeit für das richtige Gleichgewicht zwischen modernen Bedürfnissen und Tradition und Lokalkolorit.
Das Haus wurde stark erweitert, um den Bedürfnissen einer Mehrgenerationen-Familie gerecht zu werden. Es basiert auf einem soliden Balkengerüst, das sich geschmackvoll mit der modernen Einrichtung verbindet.
Natürlich ist Holz allgegenwärtig, das in interessanten Mustern angeordnet ist, zum Beispiel an der Decke oder in Form eines aus einem Baumstamm geschnitzten „Korbes”.
Die alten Mauern aus Schwarzwälder Buntsandstein sind erhalten geblieben.
Man findet ihn auch in Wohnräumen, als Bodenbelag in Form von Platten und in seiner natürlichen Form in der kleinen Gartenarchitektur.
Der Besucher wird von einer jahrhundertealten Holztür empfangen, die in eine Fassade mit den für die Region typischen Holzschuppen eingelassen ist.
Es gibt hier viele Elemente, die sich auf die Tradition beziehen, die das Bild erwärmen und eine etwas magische Atmosphäre schaffen.
Scheinbar ist hier nichts aufgeräumt, es herrscht eine natürliche Unordnung, die nicht weniger sicher ist.
Der Bereich auf der Rückseite des Hauses verdient es, eher als Landschaft denn als Garten bezeichnet zu werden.
Es wird von einem echten Bach durchflossen, in dem Forellen und saisonale Biber leben.
Ein See, der von einem Aquädukt aus dem Berg gespeist wird, wird gelegentlich von wilden Enten angelaufen, die den Ort gut zu kennen scheinen.
Neben dem Haus befindet sich eine Garage mit einem grünen Dach im norwegischen Stil. In der Nähe befindet sich ein Schuppen mit Bienenstöcken.
Ergänzt wird dieser Lebensraum durch eine Herde ungeduldiger, in Silber lebender Ziegen.
All das führt dazu, dass sich jedes Lebewesen hier wohlfühlt, ohne dass es sich irgendeiner Strenge unterworfen fühlt. Umso mehr, als Reinhard wie ein fröhlicher, geduldiger und freundlicher Troll sowohl Kinder als auch Erwachsene für seine Geschichten zu interessieren vermag.
Es handelt sich um einen echten ökologischen Standort, der nicht nur eine solche Rolle spielt.
Obwohl das Haus eine entspannte Atmosphäre ausstrahlt, begegnet man bereits im Werkstattbereich deutscher Solidität, Sorgfalt und Kompetenz.
Die im Rahmen des Familienunternehmens gebauten Häuser zeichnen sich durch ein meisterhaftes Fachwissen aus, sind raffiniert geplant und sorgfältig ausgeführt und dienen ihren Nutzern viele Jahre lang.
Wahrscheinlich ist es diesen Menschen zu verdanken, dass der Schwarzwald heute mit seinen reichhaltig gepflegten Wäldern, die von einer Vielzahl von Wildtieren bewohnt werden, wirklich beeindruckt(2). Seine natürliche Form wurde vorzüglich wiederhergestellt.
Hoffen wir nur, dass die zunehmende Verstädterung und der Klimawandel dies nicht zunichte machen! Dafür müssen aber die künftigen Generationen sorgen.
Autor des Textes und der Fotos: Janka Dąbrowska
Titelfoto: https://pl.wikipedia.org/wiki/Shispare
*****
(1) – https://lubimyczytac.pl/ksiazka/82135/shispare-gora-wysniona
(2) – http://jankadabrowska.pl/szwarcwald-w-oczach-przyjezdnego-auslandera/